wtorek, 31 lipca 2012

Przywrócić prestiż rozumowi

Kilka dni temu Stanisław Żaryn bardzo trafnie zauważył, że “opinia publiczna nie widzi przyczyn zepsucia państwa, nie widzi źródła patologii, które dają zepsute owoce. Zamiast tego Polakom serwuje się papkę, odpalając raz po raz przemysł przykrywkowy i wmawiając im, że to polska prawica jest zagrożeniem i przyczyną patologii. Takie głosy słychać od lat. Już samo to powinno otwierać oczy wielu ludziom, powinno zapalać czerwoną lampkę. Jednak nie zapala.”

W opinii wielu jest to efekt biznesowych ciągot patologicznego mafijnego układu, zmierzającego coraz wyraźniej w kierunku białoruskiego autorytaryzmu. Niewątpliwie opis tendencji jest trafny. Fakt, że od systemu nadzorowanego przez Łukaszenkę różni nas wiele szczegółów, jest z kolei wystarczającym pretekstem do zasłoniecia oczu i uszu na krytyczne głosy, praktykowane nie tyle przez osławione lemingi, ile po prostu przez pośrednich beneficjentów systemu.

Warto jednak także, obok podawania przykładów konkretnych patologii, obok analizowania sieci powiązań interesów, oprócz apelowania o racjonalne dysponowanie publicznym dobrem - warto też zastanowić się czasem, z czego wynika popularność patologicznej postawy kapitalistycznego egoizmu destrukcyjnie abstrahującego od dobra wspólnego? Zdrowy egoizm jest niezbędny do jakiegokolwiek sukcesu. Chęć zysku jest motorem gospodarki. Lecz warto pamiętać że pycha, brak umiaru, monokultura działań jest czynnikiem komunistycznie destrukcyjnym.

Jednym z fałszerstw współczesnej formy wynaturzenia demokracji jest utożsamienie tzw. "opinii publicznej" z głosem dziennikarzy wypromowanych jako “opiniotwórcze” nazwiska mediów głównego nurtu. Kryterium oceny od dawna nie stanowi "trafność opinii", “prawda” lecz “rozpoznawalność”. Czemu? Pisze o tym bardzo trafnie jeden z czołowych przedstawicieli francuskiej lewicującej socjologii, Pierre Bourdieu. Kryterium oglądalności, przekładające się na wpływy z reklam, zdominowało inne kryteria życia intelektualnego. Prymat wartości estetycznych, zwiekszających oglądalność nad filozoficznymi, takimi jak poszukiwanie prawdy, analiza logiczna, polityczna, socjologiczna, skutkuje schlebianiem masowemu odbiorcy, prowadzi do obserwowanego przez wielu "umiłowania intelektualnej papki". Stosowane jako remedium na całodzienny intelektualny wysiłek menadżera wieczorne “odmóżdżenie” kuchennymi rewolucjami albo opolskim kabaretonem stało się nie tylko poziomem aspiracji medialnych nadawców, ale sprawia, że medialni wydawcy tracą zainteresowanie dla utrzymywania kanałów, w których odmóżdżający się w pracy kasjer z supermarketu mógłby obejrzeć coś, co nie pozwoli szarym komórkom obumrzeć i dostarczy satysfakcji ze świadomości mechanizmów porządkujących świat.

I bynajmniej nie chodzi o programy analizujące ostatnie wypowiedzi polityków! Proszę przypomnieć sobie, na co można było się natknąć nawet w PRL-owskiej telewizji, a na co bardzo trudno się natknąć na dostępnych dzisiaj programach telewizji publicznej dużego "wolnego" "demokratycznego" kraju. Programy typu “Sonda”, analiza arcydzieł malarstwa, dyskusje o najnowszych książkach, historia architektury drewnianej... Programów tego typu jest coraz mniej i nadawane są coraz później. Argument podawany jest zawsze ten sam: niska oglądalność.

A przecież umiłowanie mądrości nigdy nie było domeną mas. Filozofia w szkolnych programach jednak istniała, by dostarczyć chętnym narzędzi logicznej analizy, narzędzi pozwalających odróżnić prawdę od fałszu, narzedzi umożliwiających rozpoznanie nieetycznych działań współobywateli. Znakomita większość nie miała nawet zamiaru tych narzędzi stosować w swoim codziennym życiu, podobnie jak trygonometrii, rozbiorów gramatycznych i wielu innych elementów wiedzy ogólnej, na którą wszystkie dzieci się zżymają: a na co mi to jest potrzebne? Lecz wiedza ta, jej przekazywanie w toku nauki robiło dwie rzeczy: dostarczało narzędzi umożliwiających nielicznym w danej zbiorowości pełnienie roli drogowskazu oraz budowało prestiż logicznego myślenia opartego na wiedzy, co skutkowało że osoby wskazujące drogę miały jakąkolwiek szansę wpływu na swoją małą społeczność.

Dzisiejszy prymat kryterium zysku nie tylko spycha na margines racjonalność i prawdę, ale poniżając nie przynoszące doraźnych korzyści kryteria, umożliwia nieetyczne działania, otwiera pole dla kłamstwa jako metody osiągania celów, a to z kolei niszczy zaufanie, które jest podstawą do wspólnych działań nawet małych zbiorowości. W ten sposób panowanie kryterium zysku w dłuższej perspektywie działa destrukcyjnie dla całego systemu gospodarczego i szerzej społecznego.

Reakcją na tę intuicyjnie wyczuwaną destrukcję cywilizacji jest całkowite negowanie wartości kapitalizmu. Reakcją na kapitalistyczną autodestrukcję jest popularność różnej maści lewackich, coraz bardziej radykalnych grup antysystemowych. Wobec zgłuszenia wartości filozoficznych narzędzi rozumienia rzeczywistości, poddając się przynoszącemu popularność a zatem i zysk emocjonalnej metodzie funkcjonowania, błędne koło autodestrukcji coraz bardziej się nakręca. Odległą analogię stanowi rewolucja dzieci-kwiatów i ich new-age-owych ideologii i sposobów tłumaczenia świata w kontekście światowego zagrożenia nuklearnym kataklizmem. W ówczesnym chaosie możliwości funkcjonowały pacyfistyczne grupy jarających marihuanę komun, ale też pojawiały się zbrodnicze grupy, jak ta kierowana przez Mansona, która wymordowała rodzinę i przyjaciół Romana Polańskiego.

Ponieważ emocje przyciągają publiczność, a zatem i reklamodawców, uzasadnione staje się abstrahowanie od rozumu, logiki, wnioskowania. Dobrym przykładem jest wywiad Roberta Mazurka w ostatnim dodatku Plus-Minus z posłem którego celowo nie wymienię z nazwiska. Człowiek ten nie widzi albo udaje że nie nie widzi, jak idiotyczne bzdury opowiada. Nie umiem tego inaczej  uzasadnić jak chęcią wywołania emocji. Cóż nas może bardziej zirytować od bzdury? A jak się zirytujemy zaczynamy emocjonalnie opowiadać o swojej irytacji. W ten sposób nazwisko funkcjonuje w obiegu, a jak od dawna wiadomo "nie ważne jak mówią, ważne by nie pomylili nazwiska".

Oburzenie, irytacja nie jest metodą rozwiązania tego problemu. Emocje są celem irytujących działań. Musimy przywrócić prestiż rozumowi. Żaden wóz nie zajedzie daleko na jednym kole.

czwartek, 26 lipca 2012

Odpowiedzialność za słowo!

Popieram apel Tygodnika Powszechnego o wprowadzenie bezwzględnej odpowiedzialnosci za słowo! To bardzo dobra idea! Czym jest odpowiedzialność za słowo? Jest możliwością ponoszenia konsekwencji za swoje deklaracje. Dziś ta możliwości pozostaje jedynie w sferze potencjalnej, ale bynajmniej nie z powodu braku odpowiednich przepisów! Jak często powtarza Czesław Bielecki żadna legislacyjna viagra nie usunie impotencji władzy wykonawczej.

Przyłączam się do apelu o jak najszybsze podjęcie działań, które definitywnie położą kres poczuciu całkowitej bezkarności czy wręcz faktycznego przyzwolenia ze strony instytucji państwa na stosowanie w życiu publicznym kłamstw, oszczerstw i pomówień, na bezkarne stosowanie gróźb i apeli o zabójstwo.

Nie chcę być gołosłowny, podam więc kilka najprostrzych przykładów niszczenia dyskursu publicznego i pielęgnowania nienawiści. Oto Donald Tusk, który kłamie w kampanii wyborczej twierdząc, że działalność, którą uprawia nie jest polityką, lecz budowaniem szkół, dróg, mostów itp. Budowaniem, owszem, ale nie szkół i dróg, lecz edukacyjnej pustyni i bankructw firm budujących drogi. Oto Donald Tusk już po wyborach przy obejmowaniu władzy kłamie, że będzie obniżał daniny publiczne. Jak dotąd skończyło się podnieniesieniem stawek podatku VAT i paru innych publicznych danin. Oto minister Sikorski nawołuje do dorżnięcia watah, a poseł Palikot deklaruje zamiar zastrzelenia i wypatroszenia lidera opozycji. Poseł Niesiołowski idzie krok dalej i wprowadza groźby fizycznej agresji w czyn dopuszczając się rękoczynu na dziennikarce pełniącej swoje obowiązki na terenie Sejmu. Kłamstw obozu rządowego związanych z katastrofą smoleńską nie ma co przytaczać, bo w tej sprawie trudno jest znaleźć jakiekolwiek prawdziwe zdanie. Czy którakolwiek z tych osób poniosła odpowiedzialność za swoje słowa? Czy odpowiedzialność za słowo powinna być odwrotnie proporcjonalna do zajmowanego stanowiska i wysokości funkcji w państwie?

Drugim elementem walki z poczuciem całkowitej bezkarności oszczerców i przyzwolenia na internetowe chamstwo jest cenzura stosowana przez redakcje internetowych portali. Poziom internetowych komentarzy na portalach gazeta.pl, dziennik.pl, czy hostujący serwis Tygodnika Powszechnego onet.pl nawet nie jest żenujący. Ten poziom jest skandaliczny. Tymczasem jest wiele relacji o usuwaniu merytorycznych komentarzy i pytań trafiających w sedno komentowanego problemu, przy jednoczesnym pozostawianiu komentarzy zawierajacych przeszkadzające znakomitej większości czytelników wyzwiska, ubliżania czy wręcz groźby. Nie wierzyłem w te relacje, dopóki sam nie doświadczyłem tego typu praktyk, co sprawiło, że przestałem nie tylko komentować, ale nawet zaglądać na portale, które najwyraźniej mają na celu dostarczenie, niczym atak na gliwicką radiostację, pretekstu do ograniczania wolności słowa.

To są prywatne media, ale poprzez stosowane praktyki wpływają na publiczne rozwiązania dotyczące nas wszystkich. Dlatego nie powinno być przyzwolenia na tego rodzaju manipulacje, mające na celu zdyskredytowanie wolności wypowiedzi i dostarczenie pretekstów do tejże wolności ograniczenia. Odpowiedzialność za słowo to także odpowiedzialność za decyzje podejmowane przez administratorów, których nadgorliwość wobec niewygodnych dla redakcji pytań, połączona z niefrasobliwością wobec chamstwa i gróźb karalnych przynoszą więcej szkody dla kultury dyskursu publicznego niż wszystkie jawne chamskie wpisy razem wzięte.

Do naprawy istniejącego stanu rzeczy nie potrzeba nowych ustaw. Prezentowane przez obecny obóz rządowy kompetencje legislacyjne każą apelować o wstrzymanie się od jakichkolwiek legislacyjnych działań. Do naprawy poziomu publicznego dyskursu wystarczy nasza, konsumentów informacji, reakcja wobec podmiotów tolerujących chamstwo i kłamstwa: bojkot. Podobnie zresztą wobec polityków realizujących program przeciwny do zadeklarowanego. Zaś wobec osób dopuszczających się gróźb karalnych powinien wszcząć postępowanie prokurator, obojętnie czy jest to poseł czy zwykły obywatel. Równość wobec prawa jest wpisana do konstytucji.

sobota, 21 lipca 2012

Wajda i nienawiść

Kultura współczesna jest kulturą młodości. Otaczana w społeczeństwach tradycyjnych szacunkiem starość jest obecnie wyszydzana i poniżana jako źródło niedopasowania, zacofania i intelektualnej degradacji. Szybkość cywilizacyjnych zmian nie jest wystarczającym wytłumaczeniem tego zjawiska. Przyczyny tkwią w podstawach zwycięskiej idei kształtowania nowego człowieka przyszłości. Trzeba to sobie powiedzieć otwarcie: przyczyny tkwią w zwycięskiej ideologii socjalizmu.

Socjalizm panuje od początku XX wieku pod różnymi postaciami. Wiele wskazuje na to, że brunatna wersja narodowa miała na celu przygotowanie gruntu pod kosmopolityczną unifikację, dzięki destrukcji idei narodowych wspólnot, która to idea została okrzyknięta przyczyną kataklizmu II wojny światowej. Jak niewiele różniła się wersja brunatna od czerwonej wystarczy uświadomić sobie naczelne hasło sowieckiego okupanta, pod którym została dokonana kradzież własności wielkiej liczby ludzi: nacjonalizacja. Eksterminacja zaś przywiązanych do tradycji jednostek następowała często w tych samych miejscach: Oświęcim, Majdanek, KL Warschau. Dziś kontynuowane są tradycje powojennych okupantów i osoby mające odwagę wspominac o polskim interesie narodowym tak samo jak tuż po drugiej wojnie światowej nazywane są faszystami. Bolszewicka metoda odwracania znaczeń nie przestaje się rozwijać, co pozwala dzisiaj stosować wobec partii postulującej solidaryzm społeczny zarzut "programowego socjalizmu". Zarzut taki w ustach polityków, którzy otwarcie wprowadzają socjalizm w życie w tzw. Parlamencie Europejskim nie powinien dziwić, bo jest naturalną konsekwencją przyjętej ideologii. Europa obecnie już całkiem realnie podlega niemieckiemu przewodnictwu, a jak pamiętamy naród ten, w przeciwieństwie do Rosji albo Polski, w demokratyczny sposób wybrał narodowo-socjalistyczną partię pod przewodnictwem Hitlera.

Pomysł wyrywania dzieci z ich naturalnego środowiska i kształtowania zgodnego z potrzebami władcy nie jest nowy. Jednak historie tureckich janczarów i wiele innych historii tego typu stanowiło margines tradycyjnych społeczeństw, wykorzystywany do specjalistycznych celów. Dopiero wiek XX przyniósł masową inżynierię społeczną, gdzie na szerszą skalę wykorzystywano kształtowanie od podstaw większych grup wyrwanej ze swoich środowisk młodzieży. Socjalistyczne organizacje takie jak hitlerjugend, komsomolcy, ale także kibucowe programy młodzieżowe w rodzaju Alijat ha-Noar, w założeniach stanowiły narzędzia pozyskiwania ludzi dla nowej idei. Jednak przejmowanie kontroli nad procesem wychowawczym nie było i nie jest jedynym elementem całego skomplikowanego systemu. Innym nie mniej ważnym czynnikiem jest niszczenie autorytetu wieku i wynikającego z niego doświadczenia. Obok fizycznej izolacji młodzieży w kolektywistycznych obozach system zabezpiecza się w ten sposób przed niekontrolowaną dyfuzją tradycji między pokoleniami.

Obok trzymania emerytów w prywatnych domowych aresztach strachu drugą metodą jest promowanie staruszków pozornie "durniejących" na starość, którzy swoim absurdalnym zachowaniem mają za zadanie niszczyć tlący się ostatkiem sił autorytet wieku. Przykładem jest całkiem nieźle funkcjonujący w mediach przypadek Bartoszewskiego, który nie dość że posługuje się profesorską tytulaturą w sposób odbiegający od przyjętych standardów (ale jak się okazuje jak najbardziej uprawniony), to wysyła polityków do psychiatry, robiąc to w formie ewidentnie kwalifikującej się do psychiatrycznej interwencji. Jego budowany przez lata autorytet został w teatralny sposób zneutralizowany pokazując młodym ludziom, że starość i mądrość wcale nie muszą iść ze sobą w parze.

Podobnie interpretuję ostatni wybryk innego dyżurnego staruszka, który był niekwestionowanym autorytetem dla całych rzesz Polaków. Andrzej Wajda, dożywszy wieku, w którym nie trzeba już dbać o dwuznaczne aluzje, mówi wprost: krzyż stał się symbolem haniebnej nienawiści, a osobą odpowiedzialną za to jest Jarosław Kaczyński. Robi to w Moskwie, lecz mało komu przychodzi do głowy skojarzenie z pisaniem adresów do Cara. Ludzie zastanawiają się, co też biednemu człowiekowi odbiło na stare lata, a młodzi zaczynają patrzeć z obawą we własną przyszłość: "trzeba zalegalizować eutanazję, bo w ten sposób się zestarzeć nie byłoby fajnie." Fajność jest bowiem najwyższą wartością, zaś określenie “niefajne” oznacza bardzo serio potraktowane zjawisko, które niegdyś opisywano wyświechtanym i anachronicznym pojęciem: "skandalicznie niedopuszczalna niegodziwość".

Izraelski dziennikarz Chaim Jachil pisał w 1945 roku: "Ostatecznie nie możemy zapomnieć, że wojna z Żydami posłużyła narodowym socjalistom za ważną odskocznię do przejęcia i zachowania władzy." Sugerował, że gdyby Żydzi przyjechali przed wojna do Syjonu, hitlerowcy nie zdobyliby władzy w Niemczech. Artykuł, który Ha-Arec zamieścił niecałe cztery tygodnie po kapitulacji Niemiec, stawiał pytanie: "Czy Żydzi także przyczynili się do straszliwego rozlewu krwi naszego narodu?" Jak pisze Tom Segev w swojej książce “Siódmy milion” takimi uczuciami rdzenni Izraelczycy bronili się przed oskarżeniami ocalałych i uspokajali swoje sumienia dręczone niemożnością pomocy w czasie wojny.

Oskarżanie Kaczyńskich o spowodowanie katastrofy smoleńskiej i wszelkiego zła później, zwerbalizowane przez Palikota, a następnie przez jego naśladowców, do którym dzisiaj dołączył Andrzej Wajda, nie jest postawą wyjątkową. Często bywa, że ofiara gwałtu bywa oskarżana o jego sprowokowanie. W niektórych krajach arabskich jeśli taksówkarz zgwałci kobietę, do więzienia idzie kobieta, bo wsiadając samotnie do taksówki sprowokowała mężczyznę do nierządu. Idąc tym tokiem rozumowania, można dojść do opinii, że Gwiazda Dawida jest symbolem bestialstwa, a odpowiedzialnym za wymordowanie w czasie wojny warszawskich Żydów jest Mordechaj Anielewicz.

Warto jednak pamiętać, że to nie demencja starcza jest przyczyną rozprzestrzeniania się absurdów, mających na celu zniszczenie nie tylko autorytetów, ale jakiegokolwiek związku opisu z rzeczywistością. To jest konsekwentna polityka socjalistów, którzy muszą wykorzenić wszystkie pozostałości tradycyjnej kultury aby móc zbudować nowe społeczeństwo. Nie udało się różnokolorową przemocą w pierwszej połowie XX wieku. Strategia uległa zatem korekcie i teraz metodą małych kroczków konsekwentnie realizowany jest powolny proces destrukcji przygotowującej nadejście Nowego, nadejście Związku Socjalistycznych Republik Europejskich. Mimo wszystko mocno wierzę, że Rozum i Człowieczeństwo, jak wiele razy w przeszłości, także dzisiaj okażą się silniejsze od intelektualnych dewiacji społecznych inżynierów. Być może coraz bardziej agresywne oskarżanie wolnych ludzi o własne wady jest efektem postępującej frustracji spowodowanej brakiem skuteczności różnych metod destrukcji życia społecznego?

Warto też zdawać sobie sprawę, że pozornie stetryczali staruszkowie, zaczynający pod koniec życia gadać bzdury, tak naprawdę w końcu są sobą i ujawniają prawdziwe idee, które przyświecały im od początku ich publicznej działalności. Andrzej Wajda studia reżyserskie ukończył w 1953 roku, ale dyplom obronił dopiero w roku 1960. W podaniu o przyjęcie na studia z sierpnia 1949 roku, a więc rok po utworzeniu szkoły będącej w założeniu tubą propagandową nowych porządków, napisał że należy „do podstawowej organizacji PZPR przy ZPAP ( Związek Polskich Artystów Plastyków) w Krakowie, a w ZAMP (Związek Akademicki Młodzieży Polskiej) na ASP jest kierownikiem wydziału kadr ZU”. W czasach późniejszych będzie dementował każdą sugestię, że kiedykolwiek należał do partii, a fakt skreślenia Wajdy z listy członków jest przemilczany także przez PZPR, co nie jest typowym zjawiskiem w przypadku innych ludzi kultury. Od samego początku często był chwalony za twórczość i postawę światopoglądową.

Kilka lat temu na spotkaniu w jednym z Dyskusyjnych Klubów Filmowych Andrzej Wajda opowiadając o swoich walkach z cenzurą wspomniał końcową scenę z filmu “Kanał”. Przez kraty widać praski brzeg Wisły. Na ekranie nie widać co jest na tym brzegu, ale przecież widz wie, co jest na tym brzegu... Widz doskonale wiedział, co chcemy powiedzieć pokazując ten brzeg - zawiesił filmowo głos reżyser, pozwalając słuchaczom dopowiedzieć sobie konkret. Ja w swojej wielkiej naiwności podzielałem przekonanie wielu osób, że Andrzej Wajda, tak jak ja, widział na tym brzegu bezczynność sowieckiej armii, która cierpliwie czekała, aż Warszawa się wykrwawi i gdy Niemcy dokończą dzieła pacyfikacji polskich patriotów, wejdzie do zniszczonego miasta i dobijając polskich generałów zacznie budować totalitarne socjalistyczne społeczeństwo.

Dziś w Moskwie Andrzej Wajda ujawnił, że on na praskim brzegu Wisły widział jutrzenkę nowego społeczeństwa, cierpliwie czekającą chwili odpowiedniej do rozpoczęcia wielkiego socjalistycznego dzieła. Andrzej Wajda konsekwentnie budując swoimi niedopowiedzeniami wizerunek niezależnego artysty zasłużył na pomnik w znakomicie skonstruowanym systemie mediokracji, w której nie trzeba stosować przymusu bezpośredniego, bo człowiek, którego opinie różnią się od wytyczonych przez ogólnoludzkie kierownictwo celów, pozbawiony głosu przez co i możliwości obrony, po prostu nie ma żadnego znaczenia.



Poniżej świetne podsumowanie z bloga Niewolnika:



Jako uzupełnienie filmiki: