sobota, 15 marca 2014

Rozmontowanie Galacji

Czy chcesz, żebym ci przedstawił mój scenariusz?

—    Bądź tak dobry.

Rozmawiali, jak w czasach szkolnych, śmieszną mieszanką rosyjskiego i francuskiego. Divo bawił się wymawianiem słów francuskich jak gdyby były to słowa rosyjskie i na odwrót.

—    To ma być, rozumiesz, fikcja polityczna. Załóżmy, że istnieje sobie pewien kraj, a w nim Konfederacja Nieokreślonych Komun, KNK, która pragnie uszczęśliwić cały świat własnym programem politycznym. Załóżmy teraz inny kraj, zajmujący ważną pozycję strategiczną, bez którego nie da się zrealizować tamtych planów. To, powiedzmy, Galacja. Na przestrzeni pięćdziesięciu lat KNK finansuje, faworyzuje i obsypuje komplementami partię konfederatów Galacji, popychają i tak dalej. Galaci jednak, chociaż lekkomyślni, nigdy nie oddają na konfederatów w wyborach więcej niż 15% głosów. Także i inne czynniki sprawiają, że ich popularność spada z roku na rok.

—    Jakie czynniki?

—    Usunięty z KNK pisarz ujawnia zbrodnie panującego tam reżimu. Prawdę mówiąc nie obwieszcza niczego nowego, ale udaje mu się znaleźć posłuch, i to się liczy. Pewna grupa filozofów, do niedawna konfederackich, przechodzi z lewa na prawo. Sytuacja międzynarodowa zmusza KNK do interwencji zbrojnych w wielu punktach kuli ziemskiej, co szokuje głupców. A głupcy zawsze są w większości. Krótko mówiąc z 15% spada się do 14%, do 13%. Przywódcy KNK zdają sobie sprawę, że konfederaci nie odniosą nigdy sukcesu w Galacji, jeśli będą funkcjonowały mechanizmy demokratyczne.

—    Co wtedy?

—    Wtedy mądre głowy w KNK przygotowują takie oto posunięcie. Stawiają na czele partii konfederatów w Galacji kogoś, kto przypomina klowna w ataku złości i kto po każdym występie w telewizji jeszcze bardziej nadwyrężą popularność swojej kliki. Jesteśmy już przy 12%, przy 11, przy 10 i pół. Efekt jest podwójny. Z jednej strony burżuje, którzy do niedawna drżeli ze strachu przed konfederatami, teraz śmieją się z nich. Z drugiej strony gwałtownie zwyżkują akcje innej partii lewicowej, nazwijmy ją synkretyczną. Jak wiesz, w psychologii myślenie w kategoriach nieokreślonych, konfuzyjnych, stanowi pewien gatunek myśli synkretycznej. Zbliżają się wybory. By mieć całkowitą pewność, że odchodzący prezydent nie zostanie ponownie wybrany, KNK ogłasza, iż popiera jego kandydaturę. Wprowadza to zamieszanie i kandydat synkretystów triumfalnie obejmuje władzę.

Powiedzmy, że nazywa się Puszkin, ten nowy prezydent. To awanturnik średniego szczebla. Mało o nim wiadomo poza tym, że od czasu do czasu finguje zamachy przeciwko sobie. Gdy tylko obejmuje swój urząd, co czyni? Ułaskawia zabójcę policjanta. Naiwniaczki z prawicy zacierają ręce: Puszkin wszedł w konflikt z policją. Nie rozumieją jednak, że każda zniżka morale policji destabilizuje republikę i przez to jest na rękę wywrotowcom. Druga akcja Puszkina — wymieniam je w kolejności, w jakiej przychodzą mi na myśl, nie według żadnej hierarchii — w sytuacji, gdy synkretyści dysponują większością absolutną, a konfederaci dostali minimalną ilość głosów, polega na zaproszeniu do gabinetu czterech ministrów konfederackich. W ten sposób, pod pretekstem, że uciszy to konfederatów, ich partia zostaje zrehabilitowana. Myślę, że doceniasz elegancję tego posunięcia.

Oto ugrupowanie polityczne, które dotychczas uchodziło za jednocześnie poważne i bardzo groźne, zostało ośmieszone, tak że straciło obie te właściwości. Tymczasem Puszkin przywrócił mu pierwszą z nich, lekceważąc wolę 90% Galatów. Niech żyje demokracja. Puszkin posuwa się jeszcze dalej: uderza w tony patriotyczne i doprowadza do znacznego ochłodzenia stosunków z KNK. Nie myśl jednak, że stanowiska w rządzie, które ofiarował konfederatom, były kluczowe, sprawy wojskowe czy wewnętrzne, nie, to by przecież zaalarmowało opinię publiczną. Nie, nie, portfele ministerialne, które im się dostały całkiem niewinne, tyle że znalazło się pośród nich Ministerstwo Transportu, a wiadomo, że podczas kryzysu transport ma decydujące znaczenie.

Także i trzecie z kolei posunięcie Puszkina wydało mi się bardzo znamienne, chociaż dotyczyło jedynie terminologii. Widzisz, Galacja posiadała wydajny system administracyjny, który składał się z powszechnie szanowanych urzędników zwanych pretorami. I oto Puszkin nie tylko ogranicza ich uprawnienia, co już sprzyja destabilizacji kraju, ale także nadaje im inny tytuł, typowo konfederacki i nie lubiany przez społeczeństwo. Będą się odtąd nazywali inkwizytorami.

Dalej, w sytuacji gdy dwie trzecie Galatów domagają się utrzymania kary śmierci, synkretysta Puszkin znosi ją, gwałcąc otwarcie wolę ludu. Jaki z tego pożytek? Osłabienie autorytetu władzy. Nikt tego nie widzi, gdyż Puszkin sam reprezentuje władzę, a przynajmniej w pewnym przejściowym okresie.

Akcja numer pięć, jeśli dobrze liczę. Od dawna istniał w Galacji trybunał ścigający przestępstwa przeciwko państwu, to jest przeciwko społeczeństwu. Łatwo zgadnąć, że nic nie wydawało się Puszkinowi pilniejsze niż zniesienie tej instytucji.

Numer sześć: galetka, pieniądz Galatów, osiągnęła godną pozazdroszczenia stabilność. Oczywiście, Puszkin dewaluuje ją, wbrew interesom Galatów i konwencjom, zawartym z sąsiadami.

Numer siódmy i na razie ostatni... Ach, to posunięcie najbardziej może zapłodnić wyobraźnię pisarza. Puszkin rozmyślnie sabotuje galacki przemysł nuklearny i to nie dlatego, żeby rozbroić naród, jako że otwarte wojny stały się niemożliwe, ale po to, by wydać Galację na łaskę i niełaskę KNK. Jednocześnie KNK widzi korzyści w sprzedaży Galacji nadwyżek swego gazu i raduje ją fakt, że będzie mogła przykręcać kurek energii kraju, o którego strategicznym położeniu w skali światowej już ci wspomniałem. To ostatnie posunięcie, mój drogi — Divo powiedział: mój drogi — można śmiało uznać za przyczynę ostateczną, jak to nazywali filozofowie, całego tego manewru.

No i jak, Alek, chociaż ty nie jesteś Alioszą, a ja troszkę zostałem Iwanem, jak ci się podoba mój projekt powieści?

Aleksander odpowiedział mu cichym głosem:

—    Powieści, w których nie pojawia się bohater, źle się sprzedają, Divo.

Divo wybuchnął śmiechem:

—    Ty nic nie zrozumiałeś! Moim bohaterem jest Puszkin!

Wypijmy za Puszkina! Za Puszkina, którego czytelnik poznaje już w dzieciństwie, w krótkich spodenkach, z którym się utożsamia, o którego się lęka. Odwiedza z nim groby przodków, poznaje jego predylekcje w dziedzinie kwiatów i w dziedzinie seksu, razem z nim przeżywa upokorzenia operacji chirurgii plastycznej i inkasuje niewielkie gratyfikacje pochodzące z byłych kolonii, i wreszcie razem z nim wtrąca Galację w otchłań kiereńszczyzny, z której nie ma wyjścia.

Śmiejąc się i pijąc Divo patrzył jednocześnie w piwne oczy Aleksandra i próbował odczytać ukrytą w nich myśl.

—    Chcesz więc powiedzieć — Aleksander mówił powoli i z namysłem — że Puszkin jest "kretem"?

—    Zdaje się, że we Francji używa się tradycyjnie określenia "łódź podwodna".

Fragment pochodzi z książki:
Vladimir Volkoff, Montaż, Wydawnictwo Christianitas, Warszawa 2006