wtorek, 7 lutego 2017

Józef Mackiewicz - Moda na bolszewicki wynalazek

Poniższy tekst Józef Mackiewicz opublikował w 1951 roku. Od tego czasu bolszewicki wynalazek stracił może na świeżości, ale nic nie stracił na skuteczności. Zwłaszcza, że kulturowa siła oddziaływania mody wsparta została przez sądownictwo różnych krajów, dając w efekcie zjawisko "politycznej poprawności", którego zalet nikomu chyba przedstawiać nie trzeba.


Józef Mackiewicz
Zawodowy antybolszewizm

[...] Kłamstwo jest naturalnym zjawiskiem, właściwym człowiekowi jako składnik jego psychiczno-fizjologicznego ustroju. Wskutek swojej niedoskonałości, człowiek nie może obejść się bez kłamstwa, czy to najbardziej niewinnego, pospolitego, wynikającego z uprzejmości, czy też odwrotnie - złośliwego, z wyrachowania. W sferze psychiki kłamstwo na naszej planecie jest takim samym naturalnym żywiołem, jakim w sferze fizycznej są, powiedzmy, powietrze czy woda. Kiedyś tam znaleźli się ludzie, którzy skierowali żywioł wodny w koryto, a pod strumień wody podstawili koło, ażeby wyzyskać jej naturalną moc. Bolszewicy wpadli na pomysł, by coś podobnego zrobić w sferze ludzkiego kłamstwa: koncentrując wszelkie kłamstwo, dotychczas będące w naturalnym obiegu, wykorzystują zebrany w ten sposób potencjał jak moc - oczywiście, nie dla młócenia zboża czy piłowania kłód, ale dla psychicznego otępienia i rozkładu mas ludzkich.

Wynalazek okazał się tak skuteczny, że doprowadził do gruntownych przemian w szeregu zjawisk życia ludzkiego, a więc: w dziedzinie znaczenia słów, pojęć, w obrazie rzeczywistości, bo te nagle, bez stosowania jakichś bardziej skomplikowanych forteli i bez hipokryzji, objawiły się na opak; czy też w dziedzinie umiejętności przeprowadzania dowodu, że białe jest czarne albo odwrotnie. Okazuje się, że kręcące się kolo bolszewickiego kłamstwa produkuje tyle energii dynamicznej, otumaniającej ludzki rozum, że nagle stało się dopuszczalne nieliczenie się ze zdrowym rozsądkiem w ogóle.

Oczywiście, można byłoby zrzucić bombę atomową ha tę sowiecką fabrykę kłamstwa, ażeby za jednym zamachem rozbić cały młyn w drobny mak, ale w sferze idei tylko prawda może być rzeczywistą bronią i stać się mocną podstawą wszelkiej walki antybolszewickiej.

Jaka to powinna być prawda? Prawda, jakkolwiek bardzo niedoskonała, ludzka prawda, może być tylko jedna. Prawda należy do tych kategorii ducha, których jakość zależy od ilości, czyli od tego, czy jest pełna. Pół prawdy bywa nie tylko połową arytmetyczną, ale często jest gorsze od kłamstwa. (W bolszewickim młynie niekiedy wysoko cenią tego rodzaju produkt: półprawdę.) Biorąc pod uwagę siłę bolszewickiego kłamstwa, za jego przeciwieństwo możemy uznać nie jakąkolwiek prawdę, ale tylko całą prawdę.

Ideał jest na razie za górami. Ale spróbujmy zrobić pierwszy krok na dalekiej, grząskiej drodze. Tym pierwszym krokiem powinno być przywrócenie suwerenności wolnej myśli, za pomocą wyrwania jej spod dyktatury sowieckiej "mody".

Dlaczego mówię o "modzie"? - Dlatego, że bryzgi, lecące spod koła sowieckiego kłamstwa dotarły dziś do najbardziej odległych zakątków kuli ziemskiej i spowodowały w dziedzinie społeczno-politycznej zjawisko podobne do tego, które paryska moda dokonuje w dziedzinie damskich strojów: niezależnie od tego, ładna czy szkaradna, podoba się czy nie podoba, pomstują na nią czy nawet protestują przeciwko niej (a zdarza się, że wykpiwają) - koniec końców, wszyscy się jej podporządkowują.

Oczywiście,  przeważająca większość ludzkości jest nastawiona przeciw roszczeniom  sowieckim, przeciw bolszewizmowi w ogóle. Ale zarazem, w jakiś niepojęty sposób, wystarczy, by Moskwa wymyśliła jakieś hasło, a natychmiast upowszechnia się ono nie tylko wśród zwolenników bolszewizmu, ale i wśród jego przeciwników. Tak ma się rzecz, na przykład,  z osławionym "antyfaszyzmem", z powszechnym równaniem "w lewo", z walką "o pokój" i innymi niezliczonymi sloganami. We wszystkich krajach ludzie wyłażą dziś ze skóry, żeby pokazać, że są największymi antyfaszystami, najprawdziwszymi socjalistami, najgorętszymi zwolennikami pokoju itd., itd. Byłych "SS" wsadzają do więzienia, choćby ci wyrzekali się swojej przeszłości, gdy tymczasem, odwrotnie, być byłym bolszewikiem jest raczej wygodnie w zachodnim społeczeństwie, jak gdyby nie było wiadomo, że nazizm był tylko krótkotrwałą i nieudaną próbą naśladowania bolszewizmu. Ludzie, którzy otwarcie mówią, jak szkodzili własnej ojczyźnie, będąc w przeszłości na usługach Moskwy, są teraz darzeni szacunkiem, a zarazem znam na przykład przypadek niedopuszczenia pisarki, która spędziła lata w sowieckich łagrach koncentracyjnych, do kręgu działaczy antysowieckich z jednego jedynego powodu, że mąż jej był kiedyś urzędnikiem policji, zresztą bestialsko zamordowanym przez bolszewików. Współpraca z bolszewikami i pomoc, okazywana armii czerwonej w minionej wojnie, stanowią wciąż jeszcze pewnego rodzaju dyplom politycznej prawomyślności, a tylko na mocy tego dyplomu pozwala się osobom mogącym go przedłożyć na wiele rzeczy, które są zabronione innym.

Utkwiła mi w pamięci publiczna wypowiedź marszałka Mannerheima po wojnie. Człowiek, którego imieniem nazwano pierwszą w Europie linię obrony od bolszewizmu, w latach 1939-40 nieomal bożyszcze słabych i bezbronnych narodów Europy Wschodniej, uznał za wskazane opowiadać o swoich kłótniach z Hitlerem, o swojej wrogości wobec Niemców, prawie słowem nie wspominając ani o swojej bohaterskiej wojnie z bolszewikami, ani o bolszewickim zagrożeniu. Z powodu małoduszności, czy dla dogodzenia panującej modzie? Powiadają "tego wymagała taktyka polityczna". Od tamtych czasów dużo się zmieniło, ale cóż, rok mija za rokiem, a nowej polityki nie widać zza starej taktyki, tak jak bywa, że nie widać lasu zza drzew!

Nadszedł czas, by wyjść z błędnego koła, zakreślonego przez drugą wojnę światową. Nie wiem, czy nastąpi trzecia, ale w każdym razie przyszłość zażąda nowych pozycji wyjściowych. Czas odrzucić modne okulary, za którymi cały świat udaje, że nie widzi i nie wie, kto pierwszy stworzył obozy koncentracyjne, gdy jeszcze o Dachau i Oświęcimiach mowy być nie mogło, oraz potworne jarzmo, w którym jęczą narody Europy Wschodniej, a które zagraża wszystkim narodom świata.

Charakteryzując zatem "zawód" antybolszewika jako jeden z najbardziej na świecie sprzyjających człowiekowi i prawdzie, wskazane byłoby dodać do jego zalet odwagę realizacji. Wydaje się, że odwaga nie jest czymś aż tak trudnym, jak sądzą niektórzy. W każdym razie - nie w naszych warunkach, gdzie przecież nie ma ani Gestapo, ani MGB. Wystarczy tylko mniej oglądać się na tłum, mniej bać się tego tłumu politycznych frantów, ubranych według wciąż jeszcze obowiązującej, ale przestarzałej mody.

Frankfurt nad Menem, 1951