piątek, 14 października 2011

Warszawscy radni mają nas za kombinatorów.

Był ciepły letni wieczór. Nic nie zapowiadało, że przyczyni się on do ujawnienia kolejnego przejawu braku szacunku lokalnych radnych dla reprezentowanych przez nich obywateli. Mój znajomy zbierał się powoli do wyjazdu na studia za granicą. Odwiedził mnie, by pogadać o przygotowaniach do wyjazdu, o rozterkach, o planach. Wyjazd na cztery lata, mimo że zaplanowany i upragniony, powodował też jednak sporą tremę. Wykłady będą po angielsku, ale miejscowego języka nie da się szybko poznać. Nie będzie znajomych mogących dać wsparcie, nie ma załatwionej na dłużej kwatery, trudno szukać pracy bez znajomości języka. Na cztery lata wpada się w zupełnie nowy świat, a w Polsce zostaje wszystko. Także stary samochód, którego nie opłaca się sprzedawać, a którego szkoda, bo wysłużona honda pomimo osiągnięcia pełnoletności, nie zgłasza żadnych pretensji do swojego wieku i jeździ zawsze gdy potrzeba.

- No właśnie - stwierdził nagle - a ty nie chcesz może mojego samochodu? Mówisz że samochód jest ci nie potrzebny, bo mieszkasz w centrum, ale raz na tydzień, do sklepu, czy na działkę do rodziców... mógłbym go trzymać u rodziców w garażu, ale wiesz, samochód jak stoi to niszczeje...

Zastanowiłem się i doszedłem do wniosku, że to nie jest głupi pomysł. Dogadaliśmy szczegóły... i wtedy zaczęły się schody. Zorientowałem się, że mieszkam w strefie płatnego parkowania. Muszę zatem wykupić abonament mieszkańca, żeby móc parkować pod domem. Okazało się jednak, że w przypadku parkowania nie mojego samochodu nie jest to takie proste. Istnieje bowiem Uchwała Nr XXXVI/1077/2008 Rady miasta stołecznego Warszawy z dnia 26 czerwca 2008 roku. Artykuł 6 tejże uchwały stanowi natomiast, że:

"Wprowadza się opłatę abonamentową w wysokości 30 zł rocznie za parkowanie przez mieszkańca (osobę zameldowaną na pobyt stały lub czasowy na obszarze SPPN) w pobliżu jego miejsca zamieszkania w strefie płatnego parkowania niestrzeżonego (w rejonie 5 parkomatów) wyłącznie jednego pojazdu samochodowego o dopuszczalnej masie całkowitej do 2,5 tony, będącego jego własnością, współwłasnością lub pozostającego w jego użyciu na podstawie odpłatnej czynności cywilno-prawnej lub umowy użyczenia zawartej w formie aktu notarialnego, której są stroną."

Warszawscy radni zażądali zatem od mieszkańców Stolicy przedstawienia umowy użyczenia w formie aktu notarialnego. Co ciekawe, umowa kupna-sprzedaży samochodu nie musi być w formie aktu notarialnego. Nie musi być także umowa odpłatnego użyczenia. Ale jeśli kolega koledze, czy też np. ojciec synowi, użycza bezpłatnie samochód - trzeba udać się do notariusza i sporządzić akt notarialny. Urzędnik w okienku powiedział, że nic na to nie poradzi i żeby zgłaszać pretensje do radnych, którzy podjęli taką uchwałę.

No dobrze, poszedłem więc w rejs po notariuszach, z których jeden po drugim pukali się w głowę. Jeden powiedział, że to kuriozum i nie będzie robił takiej umowy w formie aktu notarialnego, bo już samo takie żądanie jest niezgodne z prawem, albowiem pisemne oświadczenie woli jest wystarczającym aktem prawnym do wszelkich dalszych czynności. Poszedłem do drugiego, który stwierdził, że przeprasza, ale nigdy nie słyszał o czymś takim i nawet nie wie jak taki akt miałby wyglądać. Poszedłem do trzeciego, który powiedział żebym się zgłosił za tydzień. Nie mogłem jednak czekać, bo był poniedziałek, a w środę znajomy miał samolot. Na szczęście w końcu znalazłem po znajomości notariusza, który zgodził się zrobić taką umowę od ręki.

Dzięki znajomościom udało mi się zdążyć i mogę teraz opiekować się samochodem znajomego. Jednak przyczyny takiego obostrzenia nie dawały mi spokoju. Postanowiłem zwrócić się do radnych, którzy dalej są radnymi i którzy głosowali za podjęciem tej uchwały w takim kształcie z następującymi pytaniami:
  1. Jakie przesłanki zadecydowały o obowiązku sporządzenia umowy użyczenia pojazdu w formie aktu notarialnego?
  2. Dlaczego uchwała nie wymaga dla umowy cywilno-prawnej formy aktu notarialnego, zaś dla koleżeńskiej umowy użyczenia wymaga stworzenia tej formy dokumentu urzędowego?
  3. Czy jest możliwe zniesienie tego absurdalnego zapisu, który zadziwia każdego notariusza do którego się zgłosiłem?
Wysłałem te pytania do 22 radnych, do których maile były podane na oficjalnej stronie internetowej Rady Warszawy. Odpowiedź dostałem tylko od jednego, Andrzeja Golimonta, który odpowiedział mi w telegraficznym skrócie:
  1. Konieczność zabezpieczenia Miasta przed pomysłowością mieszkańców nie spełniających kryteriów do otrzymania abonamentu.
  2. Nie wymaga. Można umowę zarejestrować w urzędzie skarbowym ("odpłatne czynność cywilnoprawna").
  3. Moim zdaniem nie - z powodów jak w pkt 1. Zdziwienie notariuszy trudno uznać za argument.
Jednym słowem radni Warszawy uważają mieszkańców Warszawy za kombinatorów, którym należy jak najbardziej utrudnić możliwości tego kombinowania. Alternatywnym celem radnych Warszawy jest zmuszenie mieszkańców Warszawy do obrotu gospodarczego poprzez brak kuriozalnych wymagań dla umów odpłatnych, to znaczy takich, w których następują jakieś płatności, od których trzeba odprowadzić choćby mikroskopijny podatek. Oprócz Andrzeja Golimonta, radni Warszawy nie czują się w obowiązku udzielić nawet najbardziej lakonicznej odpowiedzi na pytanie mieszkańca, którego interesy ponoć reprezentują.

To jest bardzo dobry przykład, uwidaczniający źródło stanowienia złego prawa. Na najniższym samorządowym szczeblu, nawet przy uchwale dotyczącej stref płatnego parkowania nie poprzestaje się na wyznaczeniu granic stref i wprowadzeniu prostych zasad odpłatności. Powstaje od razu pomysł zabezpieczenia miasta przed "pomysłowością mieszkańców nie spełniających kryteriów". Przed czym zabezpiecza ten przepis? Cóż za trudność dla chcącego zapewnić sobie prawo do abonamentu podpisać taka umowę w formie aktu notarialnego z jakimś mieszkającym w centrum staruszkiem? Co ten zapis takiego daje, poza zmuszeniem mieszkańca do zmarnowania czasu i poniesienia dodatkowych kosztów?

Demokracja zaczyna się od najdrobniejszych rzeczy, realizuje nawet w małych sprawach. Na najniższym szczeblu samorządności, w najdrobniejszych nawet sprawach, brakuje zdrowego rozsądku i szacunku dla obywatela. Brakuje po prostu MYŚLENIA. Tu widzę przyczynę życia w porządku prawnym, który nie ma na celu uporządkowania międzyludzkich relacji tylko wprowadzenie jak największej liczby utrudnień. W tym błahym temacie nikt z radnych nawet nie czuje potrzeby wytłumaczenia się ze swojej decyzji. Czegóż wymagać przy tworzeniu ustaw mogących w konsekwencji przynieść milionowe zyski jednej albo drugie grupie interesu.

Jak głosowali poszczególni radni można zobaczyć tutaj. Ja na tych ludzi na pewno nie oddam już głosu w żadnych wyborach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz