wtorek, 15 listopada 2016

Marsz jako radosna afirmacja Niepodległości

W kontekście kolejnego Święta Niepodległości proponuję zadać sobie kilka pytań.
  • Co sprawia że najliczniejsza manifestacja niepodległościowa w stolicy to manifestacja faszystów, ksenofobów, szowinistów i rasistów?
  • Co sprawia, że jest ona przynajmniej 7 razy liczniejsza niż jakakolwiek inna?
  • Czy faktycznie spoiwem tej największej manifestacji są szowinistyczne i rasistowskie hasła?
  • Czy to możliwe aby w polskiej kulturze tolerancji i pluralizmu (wszak gdzie 2 Polaków tam 3 zdania przecież) aż taką popularność zdobyły totalitarne hasła oparte na nienawiści? Czy może jednak istnieje jakieś pęknięcie komunikacyjne i prawdziwe przyczyny są jednak inne?
  • A może to właśnie sprzeciw wobec szowinizmu i rasizmu establishmentu jest źródłem tak wielkiej popularności tego marszu?

Tymczasem zarówno w publikacjach jak i w dyskusjach między znajomymi, zamiast pytań i prób odpowiedzi, mamy tradycyjne już obelgi i plemienne "odżegnywanie się od":

"Bieg niepodległości - TAK. Marsz nacjonalistów - NIE."

Taki komunikat umieścił pod swoim zdjęciem pewien znajomy, dumnie prezentując medal ukończenia biegu. Ktoś inny zapytał, jak by określić kogoś, kto by napisał "Marsz Niepodległości - TAK. Marsz bolszewików - NIE", ale pytanie pozostało bez odpowiedzi...

Często powraca ten motyw niewybrednego akcentowania odcinania się od największej manifestacji w dniu Święta Niepodległości. Odcinanie, które przecież  nie jest dziwne, wszak w demokracji normalne są różne stanowiska, które w różny sposób ze sobą dyskutują, wypracowując consensus. Dziwne w tych płomiennych deklaracjach zwolenników wolności i demokracji są tęsknoty za czasami panowania różnego rodzaju totalitaryzmów. Kwintesencją ich jest fragment tekstu innego znajomego:

"Marzy mi się 11 listopada jako to święto, które łączy cały Naród a nie dzieli nas sztucznie na plemiona wg przynależności partyjnej, wyznaniowej, czy sympatii do tej czy innej stacji telewizyjnej."

I w komentarzu podczas dyskusji pod wpisem stwierdza kategorycznie:

"Kwestii, której zaakceptować nie mogę, to że wspomniany marsz współorganizuje ONR, z którego rasistowskimi hasłami i programem nie mogę się zgodzić. Dla mnie uczestniczenie w tym konkretnym marszu jest w jakimś sensie wsparciem dla ONR"

Po roku nowej władzy nie mam wątpliwości, że dzisiaj podstawowe wolności są naprawdę realne i nieskrępowane. Różne grupy mają dostęp do różnych mediów. Na legalne manifestacje nie są nasyłani policyjni tajniacy w kominiarkach rzucający kamieniami. Nikt nie pali policyjnych budek strażniczych. Opozycyjne manifestacje trwają sobie bez policyjnych szykan i bez aresztowania organizatorów wracających wieczorem do domu. Za poprzednich rządów była to norma, jednak to istnienie ONR jest, wtedy i obecnie, jedną z głównych bolączek i źródeł trosk nowoczesnego i postępowego inteligenta.

Nie chcę wchodzić w rozważania na ile rasistowska czy faszystowska jest deklaracja ideowa ONR, tym bardziej, że byłoby to przystąpieniem do nurtu, który Slavoj Żiżek nazywa "przemieszczonym rasizmem". Muszę jednak stwierdzić, że zarzut organizowania Marszu Niepodległości przez m.in. ONR jest cokolwiek nietrafiony. Po pierwsze każdemu marszowi można zarzucić udział sił czy to bolszewicko-agenturalnych (KOD) czy wręcz terrorystycznych (antifa), zatem czepianie się akurat ONR trąci o hipokryzję. Po drugie nawet jeśli ONR ma w programie elementy trudne do zaakceptowania, to rozciąganie zarzutów na całość zjawiska, jakim jest coroczny Marsz Niepodległości, jest po prostu nieuczciwe.

Być może formuła Marszu Niepodległości jest właśnie propozycją najbardziej szeroką i najbardziej łączącą tak wiele różnych i czasem wręcz przeciwstawnych środowisk. Formuła radośnie jednocząca wokół niepodległości, czego nie są w stanie zakłócić nawet wyskoki przypisywane następnie "faszystom z ONR". (Podobnie zresztą nie są wstanie zakłócić radosności alternatywnych zgromadzeń transparenty o strzelaniu do Kaczora, czy bicie bejsbolami samotnych chłopców z polskimi flagami przez bojówki antify.) Formuła Marszu Niepodległości okazuje się na tyle atrakcyjna, że niepokoi nawet międzynarodowe gremia "postępowych demokratów i liberałów" które postęp, demokrację i liberalizm mają tylko w nazwie (jak od zarania różne organizacje komunistyczne w nazwie walczące o te wartości plus jeszcze oczywiście o "światowy pokój").

Nie wiem doprawdy dlaczego te dziesiątki organizacji, stowarzyszeń i grup znajomych idąc pod hasłami w rodzaju "Polacy dla Polski", czy "Polska bastionem Europy" mieli by być traktowani jako wspierający przedwojenne getta ławkowe tylko dlatego, że w pracy organizacyjnej biorą udział osoby należące do stowarzyszenia o nazwie nawiązującej do przedwojennego ONR. To nie jest marsz ONR czy Młodzieży Wszechpolskiej, to jest Marsz wszystkich Polaków afirmujących niepodległość swojego państwa. I ta afirmacja jest jego spoiwem. Popularność tego konkretnego marszu nie jest przejawem poparcia dla ONR lecz raczej efektem ideologicznego zamknięcia propozycji alternatywnych.

Nie sądzę, aby fanatyczni zwolennicy imprez organizowanych podczas Święta Niepodległości w kontrze do tego największego Marszu uświadomili sobie realny charakter swojego nastawienia i przyczyny popularności zjawiska, które ich "martwi i niepokoi". Warto jednak by pozostali, zarówno zaangażowani uczestnicy jak i postronni obserwatorzy, umieli nazwać to zjawisko wspólnie przeżywanej radości z odzyskanej niepodległości.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz