wtorek, 21 sierpnia 2012

Mackiewicz - "Zwycięstwo prowokacji"

Jak wiadomo historię piszą zwycięzcy, zatem rzadko analizowane są ich zbrodnie popełnione na drodze do tegoż zwycięstwa. Brak analizy skutkuje gmachem stereotypów zbudowanych odpowiednio skonstruowaną propagandą, który to gmach porządkuje świat i pozwala szybko i bezboleśnie rozstrzygnąć co jest dobre, a co złe, jak oceniać bieżące wydarzenia. Rolą intelektualistów jest poddawać w wątpliwość filary tego gmachu, poprzez próby reinterpretacji potwierdzić moc fundamentów, albo rozpoznać przestrzenie wymagające architektonicznej korekty. Czasem próby obciążeniowe przekraczają granice weryfikacji zamieniając się w dekonstrukcję gmachu, który wcale niełatwo odbudować. Podniesienie idei dekonstrukcji do poziomu cnoty głównej nie powinno jednak wywoływać w intelektualistach obronnego odruchu negacji jakichkolwiek rozważań poddających w wątpliwość istniejące systemy wartości. Unifikacja aksjologiczna jest przeciwnym biegunem totalnego dekonstruktywizmu i nie ma nic wspólnego z wolną myślą wolnych ludzi.

Dlatego z dużą satysfakcją przeczytałem tekst Krzysztofa Kłopotowskiego, który stosując - zachwalaną przez wielkiego politycznego analityka Józefa Mackiewicza - metodę porównawczą, przykłada tę samą humanitarną linijkę do postaw osób stojących na przeciwległych biegunach swojej epoki: Churchilla i Hitlera. Wśród czytelników wywołuje tym tekstem, co zrozumiałe, lawinę sprzeciwów, ale co również nie zaskakuje w dzisiejszym zunifikowanym post-bolszewickim świecie, wśród innych publicystów nie wzbudza niemal żadnej reakcji.

Niejako zamiast polemiki chciałbym skorzystać z okazji, aby przytoczyć słowa Józefa Mackiewicza, dotyczące kwestii, która jest osią główną bolszewickiej propagandy nieustającej "walki o pokój". Niepotrzebność wojny z Hitlerem, o której wspomina Kłopotowski, jest o tyle słuszna, że dużo potrzebniejsza była (i być może jest) dla obrony światowej wolności wojna z bolszewizmem. Humanitarne aspekty wojny totalnej były (i są) elementem bolszewickiej propagandy, która maskuje ideologiczne dążenie do likwidacji jakiegokolwiek humanitaryzmu. (Zastrzegam, że imputowanie mi sugestii, że Pan Krzysztof Kłopotowski wpiera bolszewicką propagandę będzie przejawem klasycznej bolszewickiej prowokacji.) Warto, pamiętając o tym, że nalot bombowy na Drezno kosztował życie przynajmniej czterokrotnie większej liczby cywilów niż atomowa bomba w Hiroszimie, rozważyć, czy może cała długa II wojna światowa nie była efektem zaniechania zbrojnego oporu wtedy, gdy do rozgromienia niemieckiej machiny wojennej potrzeba było znacznie mniejszych sił. Warto to rozważyć zwłaszcza w kontekście rosyjskiej agresji na Gruzję w 2008 roku.

W imię troski o światowy pokój ZSRR przygotowywał się do ataku na zachodnią Europę przed 1941 rokiem. Pod hasłem walki o pokój przygotowane były plany ataku na zachodnią Europę w czasach Zimnej Wojny, który to atak ziemie pomiędzy Odrą a Bugiem miał zamienić w nuklearna pustynię. Także w imię obrony pokoju dzisiaj co chwilę można usłyszeć komunikaty o dozbrojeniu rosyjskiej armii...

Oddajmy głos Józefowi Mackiewiczowi z jego ważnej i ciągle przemilczanej książki "Zwycięstwo prowokacji":
"Nie dopuścić do przelewu krwi!" - Jest to hasło najbardziej rozpowszechnione w całym świecie, szczególnie podkreślane przez najwyższy autorytet moralny, jaki reprezentuje w tym świecie Głowa Kościoła Katolickiego. Nie dopuścić do przelewu krwi w walce z komunistami.

Mieszkam w Niemczech i trafiała mi do rąk drobna notatka gazetowa pewnej statystyki niemieckiej: w ciągu ubiegłego roku 1981 w wypadkach samochodowych zginęło na drogach NRF: 11.800 zabitych i 470.000 rannych (z których znaczny odsetek zmarł następnie w szpitalach lub został okaleczony na resztę życia). Nie miejsce tu na przytaczanie i analizę statystyk porównawczych. Tak jest w jednym, niezbyt dużym, kraju Europy. Wszelako wiemy, że statystyka analogiczna wykazuje - mniej lub więcej - ten sam procent we wszystkich krajach Europy. A w całym świecie? Cyfry te, zaokrąglone prowizorycznie, idą w miliony. W pomnożeniu na lat np. dziesięć, wyniosłyby... - Nierozsądnie, naturalnie, byłoby wymagać od papieża, czy innych instancji światowej moralności, by postępiały rozbudowę światowego ruchu samochodowego, lub zgoła domagały się zniesienia go. Można jednak sobie wyobrazić ten wielki krzyk, jaki by się podjął, gdyby tyle samo ludzi ginęło w walce z komunizmem. A przecież opanowanie kuli ziemskiej przez komunizm światowy wydaje się sprawą wielokrotnie ważniejszą niż rozwój ruchu samochodowego. Z tego zestawienia ludzie mogą się słusznie śmiać. Niemniej widzimy, że nie o sam przelew krwi chodzi, lecz o cele, w jakich się narozlewa.

Podobnie jest z potępieniem wojny. Każdej wojny, tak się mówi. Ale mówi się niesłusznie. Znany publicysta brytyjski, Philip Vander Est, opracował w r. 1979 obszerne dzieło obejmujące statystykę mordów komunistycznych. Według tego opracowania, począwszy od roku 1917, czyli od "Wielkiej październikowej", komuniści wymordowali 143 miliony ludzi... Tzn. wielokrotnie więcej niż w ciągu swego życia i wojen zdołał wymordować Hitler. (Zauważmy na marginesie: w Rosji carskiej od r. 1821 do r. 1906 stracono zaledwie 997 ludzi). Trudno sobie wszakże wyobrazić, aby papież i moralność opinii publicznej mogły ocenić dzisiaj wojnę przeciwko Hitlerowi jako "zbrodnię"... Oczywiście, że niepodobna sobie wyobrazić. Każdy zgodzi się z tym, że była to wojna słuszna, i bez tej wojny hitleryzm mógłby w dalszym ciągu szaleć na ziemi. Dlaczego jednak w takim razie wojna przeciwko komunizmowi ma być "zbrodnią"?... Mnie się zdaje, że każda wojna przeciwko zbrodniarzowi winna być uznana za słuszną i sprawiedliwą.

Wojen tak czy owak, nie wykreśli się z życia ludzkości. W ciągu ostatnich 300 lat mieliśmy tylko 60 lat bez wojen. Od roku 1945, czyli od końca ostatniej światówki, było ich na ziemi: czterdzieści...

Wymyślono super-straszak: wojna atomowa, która może zniszczyć naszą planetę. Po każdym nowym wynalazku, od nowego systemu łuków począwszy, poprzez artylerię, karabiny maszynowe, gazy trujące przepowiadano koniec ery wojen, jako zbyt niszczącej. Nic się nie sprawdziło. Hiroszima do teraz uchodzi za symbol odstraszający. Ale nie mówi się o tym, że bombardowanie Drezna przez bombowce alianckie w ostatniej wojnie, zwykłymi bombami lotniczymi, pociągnęło za sobą czterokrotnie więcej ofiar. Nie mówi się, bo nie wypada.

To, co wypada, a "nie wypada" mówić, jest wielkim hamulcem w naszym rozwoju intelektualnym, w ogóle. A już politycznym, w szczególe. (s.256-257)
Warto przypomnieć także, co w komunizmie było istotą systemu zniewolenia ludzkiego ducha. Dlaczego komunizm był i może jest tak niebezpieczny? Dlaczego jest groźny nie tyle dla poszczególnych narodów, ale dla całej indywidualistycznej kultury euroamerykańskiej. Inne autorytaryzmy i totalitaryzmy zniewalały ludzi fizycznie, wyraźnie rozgraniczając i definiując kto jest panem, a kto niewolnikiem. Istotą komunizmu jest uniwersalistyczna niewola ducha, wobec której tradycyjne metody kulturowej obrony nie działają. Mechanizm zniewolenia jest doprowadzony do takiej doskonałości, że często otwiera szereg furtek umożliwiających człowiekowi zaakceptować niewolę z poczuciem zachowania własnej osobowościowej i kulturowej autonomii.
Fenomen komunizmu. – O komunizmie napisano tysiące książek. Chciałbym tu wskazać na fenomen, moim zdaniem, najbardziej charakterystyczny. Jest nim odebranie ludzkim słowom ich pierwotnego znaczenia. Fenomen ten występuje pod rozmaitą postacią. Czasem chodzi tylko o zamącenie znaczenia słowa, czasem o nadanie mu wręcz odwrotnego sensu. To zdegradowanie mowy ludzkiej, a tym samym głównego instrumentu kultury ludzkiej, do rzeczy bez wartości, występuje w epoce po XX, a zwłaszcza po XXII, zjeździe partii i "destalinizacji", w sposób może jeszcze bardziej rażący niż w okresie Lenina – Stalina. Nigdy bowiem z taką wyrazistością nie stwierdzono dotychczas z trybuny partyjnej, że miliardy słów, wygłaszane w przeciągu dziesiątków lat w najwyższych areopagach politycznych, w literaturze, w teatrach, w szkołach, na wiecach etc. nie tylko nie mają żadnego pokrycia w rzeczywistości, ale zwalniają od odpowiedzialności wskutek masowego charakteru.

Zarówno w samym Związku Radzieckim, jak w jego filiach "ludowych", przy całkowitym zachowaniu ustroju, główni aktorzy pozostali z reguły na swych stanowiskach, mimo iż lata całe mówili i pisali rzeczy dzisiaj potępione. Byle dzisiaj mówili i pisali to, co jest nakazane. Zresztą w tych samych słowach i tym samym tonem. To administrowanie z góry sensem, a raczej bezsensem słów, przybrało rozmiary nie notowanej w dziejach żonglerki. Tak np. procesy czystek stalinowskich z lat 1936/38 i pokajania starych komunistów, poddanych bądź co bądź nie znanym bliżej represjom, wydać się mogą mniej dziwne, niż w roku 1961 oskarżanie Woroszyłowa, zasiadającego na podium prezydialnym, w obliczu 5 tysięcy delegatów z całego świata. Co za fenomenalny nacisk psychologiczny, aby starzec całe życie poświęciwszy rewolucji bolszewickiej, mógł się w takich warunkach kajać w sposób najbardziej absurdalny! Tym razem nie z więzienia, a z wolnej stopy...

Możliwe to jest tylko w systemie, który na zdewaluowanie ludzkiego słowa zużywa w istocie materialną energię bloku państw obejmującego największy obszar na świecie. Rzecz jest bez precedensu, gdyż przeciw deprecjacji słowa nie wolno w ustroju komunistycznym bronić się nawet milczeniem. Odwrotnie, wszyscy muszą mówić. Mówić to co im się każe.

W ten sposób komunizm staje się w hierarchii zjawisk politycznych fenomenem nadrzędnym, ponadnarodowym i ponadpaństwowym. W żadnym razie nie może być identyfikowany z Rosją, tak samo zresztą jak z żadnym narodem czy państwem na świecie. Przez pozbawienie słów ich pierwotnego znaczenia, nazywanie agresji "wyzwoleniem", niewoli "wolnością", nietolerancji "tolerancją", nominacji "wyborami" etc. etc. zmierza do zmuszenia nie narodu, lecz wszystkich ludzi, do posługiwania się językiem – na własną niekorzyść. Tzn. obiecując w nagrodę za wyrzeczenie się dotychczasowych słów, kultury i wolności ducha – niewolę totalną. (s.52-53)
Czymże innym jest dzisiejsze potępienie wszelkich przejawów patriotyzmu jako faszyzmu? Czym jest oburzenie na poddawanie w wątpliwość zgodności działania Komisji Europejskiej z podstawowymi zasadami demokracji? Czym jest ostracyzm wobec wybranych w demokratycznych wyborach polityków, którzy reprezentują inne niż obowiązujące nurty polityczne? Ostracyzm wobec Austrii, poprzedzone nagonką powtórzenie referendum w Irlandii, medialne szczucie na prezydenta Polski, Czech, a obecnie Węgier? Unia Europejska poczuła się na tyle silnie, że przestała już dbać o pozory i zamiast uznać demokratyczne wybory poszczególnych narodów nominowała własnych urzędników na premiera Grecji, Włoch i niedługo pewnie pozostałych krajów.

Józef Mackiewicz bezkompromisowo piętnował panujący powszechnie bolszewizm, który zaraził również, używając języka Lenina, głuchoniemych ślepców, czyli pożytecznych idiotów w kręgach zachodnich intelektualistów (może lepiej powiedzieć pseudointelektualistów). A ponieważ trudno było znaleźć sensowne kontrargumenty do ostrych jak brzytwa wywodów przemilczano po prostu jego wypowiedzi, ewentualnie w ostateczności uciekano się tak wtedy jak i dzisiaj do wyzwisk, obelg, oszczerstw i insynuacji, nazywając Mackiewicza np. hitlerowskim kolaborantem. Tymczasem stosunek Mackiewicza do Hitlera jest jednoznacznie negatywny, bowiem hitleryzm w jego poczuciu był czynnikiem dającym potężne wsparcie bolszewickiej propagandzie na drodze do światowego zniewolenia komunistyczną ideologią.
Decyzje Hitlera miały tylko pozory polityki państwowej. W istocie był to łańcuch nieobliczalnych wyskoków osobistych. Pod tym względem komuniści, choć nie gwoli ustalenia prawdy obiektywnej, a dla swoich celów, używają jednak bardziej ścisłej terminologii: "hitlerowska polityka", "hitlerowski najazd", "hitlerowskie metody" itd. Hitler zrzucił po prostu z biurka montowany przezeń "pakt antykominternowski" i wygłosił przemówienie: "...Niemcy raz tylko prowadziły wojnę z Rosją i nigdy tego więcej czynić nie będą ..." W tej nieoczekiwanej transformacji pojęcia "Komintern" w pojęcie "Rosja" doszukać by się można niejakiego nawiązania do Stresemannowskiej polityki. Ale już karykaturalne hasło: "żydowski bolszewizm", pod jakim nastąpił kolejny zwrot w 1941, świadczy o zupełnej dowolności emocjonalnych pomysłów Hitlera. (s.121) [...]

Ten, kto przeżył ostatnią wojnę sowiecko-niemiecką i widział to, co się działo w początkach na własne oczy... Właśnie nie wypada o tym opowiadać głośno. Bo wkroczenie Hitlera w czerwcu 1941 przyjęte zostało powszechnie przez całą ludność, w tym rosyjską w szczególności - jako "wyzwolenie". Ale kto opowiadał się za Hitlerem, ten jest w oczach opinii "zły". Nie będę przytaczał przykładów powszechnie znanych, i zresztą zafiksowanych w licznych dziełach: całe armie sowieckie poddawały się masowo, przechodziły na stronę najeźdźcy. A ludność witała go chlebem i solą. Liczba jeńców w ciągu pierwszych miesięcy doszła do niebywałej cyfry wielu milionów. - Jednakże Hitler przegrał wojnę...

Znamy Hitlera i jego system niezliczonych zbrodni. Mniej znana natomiast jest jego bezgraniczna głupota; głupota jego systemu i jego koncepcji politycznych. Miał on wojnę już wygraną w kieszeni, zanim przekroczył sowiecką granicę. I zrobił wszystko, aby - ją przegrać... Hitler nie walczył z komunizmem. Jest tej "nie-walki" pokazowym przykładem. Walczył z narodami i "rasami". Za wroga uważał nie komunizm, lecz "rasę żydowską", narody słowiańskie. Bolszewizm był dla niego tworem rasy żydowskiej; ludzi wschodnio-europejskich traktował za "pod-ludzi". Sam będąc rewolucjonistą, i przede wszystkim nacjonał-socjalistą - nienawidził wszelkiej kontrrewolucji i zresztą wszelkiej "prawicy", z duszy całej. Wielokrotnie mówił, że żołnierz niemiecki walczy na wschodzie z Sowietami, nie po to, by wprowadzać stan kontrrewolucyjny w Rosji. Porównywał Rosjan do ludzi "z błota"... W ten sposób "wyzwolenie", którego się spodziewano, zamienił w krwawe deptanie godności ludzkiej. Zamienił "wyzwolenie" we własna klęskę... A mimo to, jeszcze miliony ludzi. (Rosjan 1.800.000, Ukraińców, Białorusinów, mieszkańców Krajów Bałtyckich, Kaukazu, Donu, Azjatów etc.) wytrwało po hitlerowskiej stronie antysowieckiej z bronią w ręku do końca. Tak wielką nienawiść żywili do ustroju komunistycznego. (s.258)
Opisane w "Zwycięstwie prowokacji" mechanizmy stosowane są do dziś, z zaskakującym powodzeniem i skutecznością. Lektura tej książki może pomóc w uodpornieniu się na ciągle powtarzane i nieustannie skuteczne prowokacje, które intelektualnie obezwładniają zarówno decydentów, jak mających ich kontrolować dziennikarzy, nie wspominając o obywatelach bezskutecznie próbujących zrozumieć cokolwiek z pozornie absurdalnie nielogicznych wolt światopoglądowych jednych i drugich.

"Zwycięstwo prowokacji" to lektura obowiązkowa, ale nie wystarczająca. Potrzebna jest bowiem odrobina historycznej orientacji w gąszczu ideologicznych strumyków, rzekomo odrębnych i niezwiązanych, a w istocie płynących jednym szeroko rozlanym korytem, by nie nastąpiło odrzucenie analiz pod wpływem szoku spowodowanego szerokością tegoż koryta. Niemniej lektura ta dostarcza niezastąpionego klucza do zrozumienia nie tylko XX wieku, ale być może i do antyintelektualnych nurtów współczesności. Niewątpliwie zaś stanowi kolosalny bodziec do przemyśleń dla każdego gotowego do refleksji czytelnika.

Józef Mackiewicz, Zwycięstwo prowokacji, Wydawnictwo Kontra

5 komentarzy:

  1. No właśnie.. Sięgajmy częściej po dorobek takich Polaków jak J.Mackiewicz.

    A cenny to nasz rodak..

    - I równie jak Mackiewicz, równie przemilczany i równie cenny - oceniany często przez "poprawnych" jako (conajmniej) "kontrowersyjny" - inny Józef: - Ojciec prof. Józef Maria "Innocenty" Bocheński..
    O Nim tez nie wolno zapominać..

    Bardzo dobry i potrzebny tekst..

    cornik ( http://niepoprawni.pl/blogs/cornik )

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I jeszcze, jak to ujął Mistrz Herbert, "zapaść semantyczna" - i co z tymi obywatelami, mają szansę?

      J. Mackiewicz niezwykle precyzyjnie definiował komunizm. Na "Drodze donikąd" młodzieżówka powinna się uczyć samodzielnego myślenia - to jak czytanie tekstów filozoficznych, tyle klapek w głowie otwiera... Powinna... Śmieszny jestem...

      Pozdrowienia, BW

      Usuń
    2. A "Zwycięstwo prowokacji" jest nadal mocne, bo zwyczajnie pod względem publicystycznym przetrwało próbę czasu. (To w ogóle taka publicystyczna "Droga donikąd"...)

      Usuń
    3. Którą publikację Bocheńskiego by Pan polecił w pierwszej kolejności? ;-)

      Usuń
  2. Druga światowa na froncie wschodnim to wojna dwóch mocarstw stosujących ludobójstwo/czystki etniczne o zniszczenie drugiego i panowanie nad obszarem między nimi oraz obszarem przeciwnika.

    Dlatego myślenie o konflikcie w kategoriach dobry vs zły mija się z celem. Jeżeli ktoś walczy ze złym, to nie wynika z tego że sam jest dobry. Może być równie zły.

    OdpowiedzUsuń