niedziela, 15 kwietnia 2012

Polski nie stać na fochy

Trudno się dziwić emocjom wywołanym przez refleksje Roberta Mazurka po 10 kwietnia 2012 roku. Refleksje te są komentowane po obu stronach smoleńskiego sporu, lecz co najciekawsze, obie strony skwapliwie milczą o pierwszej części artykułu, opisującej liczne przykłady - jak to ujął sam autor - „braku klasy” obecnej władzy. Kontrowersje wzbudzają natomiast wszystkie potknięcia i niestosowności zauważone na Krakowskim Przedmieściu przez autora tego ciekawego tekstu.

A przecież jeśli się dobrze zastanowić, to trudno się nie zgodzić z Robertem Mazurkiem w prawie każdym punkcie jego artykułu. Pominę pierwszą część opisującą ocenę dokonań obecnej ekipy rządzącej, ale z innego powodu niż większość komentatorów. Uważam, że jest ona najwyraźniej jasna i klarowna. Brak kontrowersji w tej materii wskazuje, że zarówno zwolennicy opozycji jak i sympatycy partii rządzącej zgadzają się co do takiej, a nie innej oceny dokonań ugrupowań rządzących dzisiaj Polską. Już samo to jest powodem, dla którego warto do tego tekstu zajrzeć. Ta zaskakująca zgodność jest też niewątpliwie zjawiskiem dającym nadzieję, że w przyszłości uda się jednak znaleźć punkty styczne w ocenie sytuacji i kondycji Państwa, co będzie niezbędne przy krokach zmierzających do jego naprawy, po latach obecnie trwającej dewastacji.

Wracając do samego tekstu. Podzielam zażenowanie autora nieobecnością na Krakowskim Przedmieściu jakiejkolwiek innej niż PiS partii politycznej. Zgadzam się, że ta nieobecność to manifestacja klasy ludzi, dla których partyjny kolega jest użyteczny jedynie wtedy, gdy jest w stanie przycisnąć guzik w sejmowej maszynce do głosowania. To niewątpliwie cenna informacja dla wszystkich o poziomie zwykłej ludzkiej przyzwoitości konkretnych osób. W katastrofie smoleńskiej zginęli politycy i państwowi urzędnicy, więc obecność ich kolegów na Krakowskim Przedmieściu jest całkowicie naturalna i zrozumiała. Fakt, że w miejscu, do którego kierowali swe kroki Polacy już w pierwszych godzinach po katastrofie, obecny jest tylko PiS – dla mnie jest to powód do uznania, a nie pretensji.

W organizację obchodów oprócz polityków PiS najbardziej zaangażowali się ludzie należący do Klubów Gazety Polskiej. Jest to realny ruch społeczny całkowicie poza kontrolą mediów głównego nurtu, podobnie jak Ruch Rodziny Radia Maryja. Ruch obywateli Rzeczpospolitej Polskiej, dla którego Gazeta Polska jest naturalnym organizacyjno-informacyjnym zapleczem. Ruch często prostych ludzi, przejętych obserwowaną i opisywaną nie tylko przez Gazetę Polską, ale często również przez takie tytuły jak dziennik Rzeczpospolita, czy tygodnik UważamRze, postępującej dewastacji struktur, instytucji oraz fizycznej infrastruktury naszego wspólnego państwa. Czy powinni milczeć o swoim udziale i zaangażowaniu? Czy transparenty z nazwą miasta, z którego przyjechała dana grupa ludzi służą niedopuszczalnej w warunkach żałoby promocji tego miasta? Czy też są czystą informacją mającą na celu jedynie zamanifestowanie obecności?

Na Krakowskim Przedmieściu 10 kwietnia 2012 roku mi też przeszkadzała ta ciągnąca się litania podziękowań dla Gazety Polskiej, dla Naszego Dziennika, dla Solidarnych 2010, dla radia Maryja, dla TVTrwam, bo jak tak wymieniać wszystkich to wszystkich, zabrakło mi podziękowań dla tygodnika UważamRze, dla portali informacyjnych typu wPolityce.pl, Blogpress.pl, Niepoprawni.pl itd. Zasługi można by wymieniać długo i pewnie kiedy indziej, tylko z drugiej strony kiedy jest dobry czas i miejsce by podziękować tysiącom ludzi dobrej woli tak, by te podziękowania dotarły do możliwie największej grupy osób? Czy jakiekolwiek medium zająknęło się o podziękowaniach Jarosława Kaczyńskiego dla Blogerów za szukanie prawdy?

Może i spotkanie żałobne nie jest najlepszym momentem na tego typu działania, może powinni zrezygnować z tego, a może wręcz powinni przeżyć tę żałobę w nabożnej ciszy, skupieniu i modlitwie? Może jednak rację ma premier, że to nieobecność na Krakowskim Przedmieściu była najlepszym wyrazem hołdu o zabitych w smoleńskiej katastrofie? Idźmy dalej, może faktycznie powinniśmy milczeć także o ofiarach Katynia? A może powinniśmy milczeć też o ofiarach holocaustu? Może powinniśmy pozamykać obozy koncentracyjne i zaorać te wielkie bezproduktywne obecnie łąki, zaś wycieczki młodzieży z Izraela powinniśmy przekierować na tereny budowy polskich autostrad, bo trzeba patrzeć w przyszłość, a budowa autostrad w Polsce jest bardzo przyszłościowa i na pewno szybko się nie skończy. Konsekwencje zdecydowanie za mocno przekraczające granice absurdu? Przykład walki z lekcjami historii pokazuje, że branie pod uwagę całokształtu działań Państwa po smoleńskiej katastrofie nie jest przesadą, ani doraźną polityczną manipulacją, lecz koniecznością, jeśli chcemy dobrze zrozumieć procesy likwidujące polską państwowość.

Całkowicie zgadzam się też z Robertem Mazurkiem, że „w rocznicę śmierci nie przynosi się szubienic na plakatach, transparentów i głów zdrajcy w ruskiej czapce”. Nie gasi się też papierosów na szyjach modlących się kobiet, nie pluje na klęczące staruszki, nie przynosi krzyży z puszek po piwie Lech, nie robi się wielu różnych rzeczy, które mimo wszystko wydarzają się ciągle i niepotrzebnie. Nie zawiesza się chyłkiem pamiątkowej tablicy z nieuzgodnionym z nikim tekstem, nie sprząta palących się jeszcze zniczy, nie pozwala się na niszczenie dowodów. Tak, były pod Pałacem i na placu Zamkowym niewłaściwe hasła. Były też pewnie niewłaściwe zachowania skwapliwie później nagłośnione przez telewizje - ja osobiście ich nie widziałem. Ale w końcu mamy wolność słowa? Czy centralnie sterowaną partyjną propagandę, w której za pojawienie się nieprzyzwoitego hasła albo niepoprawną teatralną sztukę odpowiada pierwszy sekretarz?

Do dziś wszyscy pamiętamy rzucone przez zirytowanego Lecha Kaczyńskiego do zbyt nachalnego wyborcy skandaliczne „spieprzaj dziadu”. Wszyscy pamiętamy tę wypowiedź, bo była to chyba jedyna zarejestrowana wypowiedź Lecha Kaczyńskiego wychodząca poza przyjęte standardy statecznego profesora prawa. Jakże liczne bon-moty Niesiołowskiego, Palikota, czy innych tuzów ekipy rządzącej jednym uchem wpuszczamy drugim wypuszczamy, bo nie są one czymkolwiek wyjątkowym, lecz stanowią immanentny składnik języka tego środowiska. Od prezydenta wymagamy więcej i to zrozumiałe. Od pierwszego prezydenta nieuwikłanego w przeszłości we współpracę ze służbami PRL wymagamy ponadstandardowo więcej. Ani Wałęsa, ani Kwaśniewski, ani obecnie Komorowski nie zaskakują nikogo swoimi prostackimi gafami. Od nich nie wymagamy tak wiele, jak od zwykłego przeciętnego przechodnia na Krakowskim Przedmieściu w dniu rocznicy smoleńskiej katastrofy.

Tak, ja też więcej wymagam od tych ludzi. Dlatego przychodziłem, przychodzę i będę przychodził pod Pałac Prezydencki jeśli tylko będą tam zbierać się ci ludzie. Będę przychodził, by dać świadectwo, by w miarę możliwości zareagować, gdy ktoś nie będzie spełniać standardów człowieka przyzwoitego. Będę przychodził, by patrzeć jak złość i frustracja wykluczonych z publicznego dyskursu zamienia się w spokojną pewność siebie dojrzałych obywateli. To jest proces i nie jest to proces bezbolesny. Ale z tymi konkretnymi ludźmi warto nawet stracić i na pewno warto o nich pamiętać. A o tamtych ludziach, z którymi nie warto nawet znaleźć - o tamtych ludziach warto zapomnieć. I w zasadzie jest to jedyna rzecz którą można z nimi zrobić.

W mojej relacji z 10 kwietnia 2012 roku opisałem co widziałem. Opis zawsze jest wyborem. Czasem wyjątkowe wydarzenie jest znaczące, czasem jest marginesem do pominięcia. Mamy różne oceny dotyczące tego co jest warte zauważenia, dlatego tak ważny jest pluralizm przekazów. Też widziałem radykalne hasła na transparentach, też słyszałem całkowicie niepotrzebne śpiewanie „100-lat”, też z zażenowaniem słuchałem skandowania „Jarosław, Jarosław”. Tylko czy był to najważniejszy element tego dnia? Czy ludzie rzeczywiście przyszli tam na polityczny wiec? Czy pamięć o zabitych w katastrofie politykach i urzędnikach państwowych jest polityczna? Wątpię i szczerze mówiąc jestem przekonany, że wątpiła w to znakomita większość ludzi krążących tego dnia po głównej arterii warszawskiej Starówki. Mi też było przykro, że jedyną partią obecną w tej okolicy jest PiS.

Robert Mazurek chciałby spokojnej chwili zadumy i żałoby tego właśnie dnia. Też tego chciałbym. Chciałbym mądrych refleksji odpowiedzialnych mężów stanu, którzy na co dzień różnią się w kwestii metod organizowania życia państwa, ale wobec ogólnopaństwowych kataklizmów wspólnie pochylają głowy nad ofiarami wyjaśnionej, rozliczonej i zamkniętej tragedii. Chciałbym oglądać uroczyste obchody z udziałem najwyższych urzędników Państwa w miejscu, które obywatele intuicyjnie i zbiorowo wybrali na miejsce manifestacji swojej pamięci. W pełni podzielam te idealistyczne oczekiwania redaktora Mazurka. Jednak państwo w którym przyszło nam żyć, dalekie jest niestety od tego przecież racjonalnego i realnie osiągalnego „ideału”.

Przewaga instytucjonalna i komunikacyjna jednej strony poważnie zakłóca efekt równowagi pluralistycznego świata. Uciekanie rozsądnych ludzi na wewnętrzną emigrację doprowadziło do tego, że brakuje nawet zwykłych konferansjerów, którym wyczucie i opanowanie pozwoliłoby rozpoznać, jakie zachowanie ewidentnie nie pasuje do danej sytuacji. Rezygnacja i wycofanie sprawnych i jednocześnie przyzwoitych organizatorów pozwala przejmować pałeczkę szemranym typom, którzy nie wahają się przed wycinaniem zagrażających konkurentów. Czy to wina skorpiona, że ukąsił jednak swojego wybawcę? Mimo wszystko pamiętajmy, że żyjemy w jednej Polsce, w której mieszka 38 mln ludzi, a jak wiadomo gdzie dwu Polaków tam trzy zdania, więc lekko nie będzie. Dlatego nie zamierzam rezygnować z przychodzenia na Krakowskie Przedmieście, dlatego nie zamierzam obrażać się na zbyt daleko idący radykalizm niektórych, ale też nie zamierzam obrażać się na zbyt daleko posunięty idealizm innych. Polski nie stać dzisiaj na fochy.

środa, 11 kwietnia 2012

Widziałem wolny Naród

Wybiegłem z pracy i na Królewskiej dołączyłem do pochodu Solidarnych 2010. Na przedzie niesione portrety ofiar smoleńskiej katastrofy. Za nimi prawie 2 tys. osób z różnych stron Polski. A przecież ten Marsz nie był w zasadnie nagłaśniany poza internetową stroną Solidarnych 2010.

Pobiegłem pod Pałac Namiestnika, gdzie zbierał się coraz większy tłum. Ludzie spokojnie się przemieszczali, większość stała obserwując telebimy. Zacząłem spotykać znajomych. Wujek mojej żony, dawno niewidziany bloger, kolega ze studiów… Krótkie przywitanie, wymiana uprzejmości i po chwili kontynuowałem krążenie między ludźmi. Nie byłem w nastroju do pogłębionych rozmów i wymiany relacji o tym „co u ciebie słychać”. Skupienie zogniskowało się na nieznanych ludziach, rozpraszając własne myśli i likwidując elokwencję.


Pierwsze przemówienie Kaczyńskiego, w którym uderzały podziękowania dla wielu grup i inicjatyw, dzięki którym obnażane zostawały kolejne kłamstwa. Gazeta Polska i Nasz Dziennik jako chlubne wyjątki prasy zainteresowanej demaskowaniem kłamstw. Radio Maryja i Telewizja Trwam jako wyłomy w murze medialnego milczenia w relacjonowaniu istotnych wydarzeń. Deklaracje jedności i dobitnie powtarzane apele, żeby zło dobrem zwyciężać, że tak naprawdę to jedyna metoda na jego pokonanie.

Pierwsza próba przejścia w kierunku pl. Zamkowego zakończyła się fiaskiem. Zbyt duży tłum, zbyt duży ścisk. Jednocześnie zaskakujący był brak widocznej obstawy zarówno Pałacu jak i otoczenia Manifestacji. Nie ustawiono żadnych metalowych barierek, nie było widocznych żadnych grup szturmowych z kamizelkami, kaskami i tarczami. Policjanci kierujący ruchem byli umundurowani tak jak na codzienne patrole. Nie było też widać podpitych prowokatorów. To zupełnie nowa jakość, aż dziwny stan normalności, który jeszcze bardziej unaoczniał mechanizmy kreowania sytuacji i medialnego przekazu.

Od strony Karowej dotarły balony Lasu Smoleńskiego. Po kolejnym tego dnia przypomnieniu nazwisk ofiar katastrofy, w górę poleciały Znaki Pamięci. Biało-czerwona chmura uniosła się majestatycznie unosząc hołd oddany osobom, którym nie udało się w 2010 roku pokłonić się w imieniu wszystkich Polaków na grobach pomordowanych polskich oficerów. Jest czymś bardzo znaczącym, że dziś świadectwa pamięci o zrównanych przez śmierć politycznych przeciwnikach, są czymś naturalnym dla obywateli i czymś niepojętym dla medialnych celebrytów.


Gdy tłum nieco zelżał udało się w końcu przejść w kierunku pl. Zamkowego. W jednej z kawiarni grupa blogerów zjednoczonych wokół idei Ob-Ciachu. Idea wyszydzenia szydzenia, ironizowania z ironii, wykpienia kpiny. Ta sama idea, która utworzyła hasła w stylu „lepiej być moherem niż Tuska frajerem”. Jeśli bycie patriotą jest obciachowe, jeśli troska o dobro wspólne jest obciachowa, jeśli przywiązanie do narodowych tradycji jest obciachowe – to tak! Warto być obciachowym! Warto po obywatelsku ciachać schematy i poznawcze klisze serwowane nam w sprowadzającej rzeczywistość do absurdów propagandzie. Zachować zdrowy rozsądek i wyczucie granic jest niezwykle trudno, gdy posunięte do skrajności medialne kłamstwa rodzą w odruchu oporu skrajne postawy i oceny opierające się na niewystarczających przesłankach. Humor często okazuje się ostatnią skuteczną bronią.

Wieczorna msza w Katedrze słuchana jest przez głośniki na pl. Zamkowym. Ludzie schodzą się cały czas, luźny tłum zajmuje przestrzeń aż do Miodowej. Jeszcze za widoku, zanim przed mszą sformuje się kolumna z flagą, jakiś trzech młodych ludzi zaczyna pośrodku tłumu coś wrzeszczeć przy gitarze, nie reagując na zwracaną przez przechodniów uwagę. Podchodzi dwu policjantów, próbują ich wylegitymować. Dotychczasowa bezkarność ulicznych chuliganów procentuje. Policjanci oglądają język i bezsensowne kpiące pomruki. I znowu zaskoczenie: zamiast niedopatrzenia się znamion przestępstwa (młodzieńcy nie są agresywni) następuje zatrzymanie i wszyscy lądują w radiowozie.


Po mszy wieczorny pochód formuje się wyjątkowo długo. Ludzie szczelnie wypełniają cały plac Zamkowy. Pod sceną przy Pałacu Namiestnika czekają kolejne tysiące osób. Długa na 150 metrów biało-czerwona flaga ma problem by przecisnąć się na drugą stronę sceny. Jednocześnie chwilę później tą samą trasą bez większych problemów przeciska się przez tłum karetka. Ludzie stoją w sporym ścisku ale są zdyscyplinowani. Utworzone pośrodku tłumu przejście dla polityków PiS nie musi być zabezpieczone służbami porządkowymi. Ludzie pilnują sami siebie.

Wieczorne przemówienie jest w zasadzie powtórzeniem popołudniowego. Dochodzą jeszcze emocjonalne wystąpienia Ewy Błasik, Marty Kaczyńskiej i ks. Małkowskiego przerywane wyciskającym łzy skandowaniem „Dziękujemy” oraz „Cześć i chwała bohaterom”. Owacją powitany jest Antonii Macierewicz, którego wytrwałość ludzie ewidentnie widzą i doceniają. Wytrwałość w dochodzeniu do prawdy o okolicznościach śmierci przedstawicieli wszystkich politycznych ugrupowań.

Ludzie rozchodząc się w spokoju i zadumie, zostawiali pod Pałacem ostanie znicze. Znicze, po których nad ranem nie było już śladu. Pamięci jednak nie da się łatwo posprzątać. Pamięci nie tylko o katastrofie, ale także o dumnych i wolnych Polakach, którzy 10 kwietnia pokazują przede wszystkim sobie samym, że można godnie, z szacunkiem i w porządku razem być i tworzyć Wspólnotę. Polską Wspólnotę.