Aresztowanie blogera prowadzącego witrynę z wątpliwej jakości satyrą na obecnego (P)rezydenta wywołało falę słusznego oburzenia. Jest ta sytuacja jednak logicznym następstwem całego ciągu zdarzeń. Ciągu zdarzeń mających sprowokować zamieszki będące pretekstem do wprowadzenia stanu wyjątkowego, który z kolei umożliwi uniknięcie, lub chociaż odwleczenie momentu poniesienia odpowiedzialności przez ludzi obecnej władzy. Igor Czajka już w lipcu 2010 roku na swoim blogu pisał:
"Mit zielonej wyspy na czerwonym oceanie Europy jest niebezpieczny niezależnie od tego czy jest prawdziwy czy fałszywy. Jeśli jest prawdziwy, staje się niebezpieczny dla Eurolandu, bo pokazuje, że względnie duże zamknięcie rynku i własna waluta może być remedium na globalistyczne zawirowania. Jest to potencjalnie świetną pożywką dla wszelkiej maści ruchów separatystycznych, negujących wartość integracji, która jak w przypadku Słowacji czy krajów nadbałtyckich po pierwszej euforii przyniosła spore straty. Jeśli natomiast jest fałszywa, stawia to w bardzo trudnym położeniu nie tylko polski rząd, nie tylko całą polską gospodarkę, która być może dzięki temu przetrwała niewzruszona, że Polacy nie uwierzyli w żaden kryzys. Gdy świadomość ta w końcu do Polaków dotrze, załamie się kolejny duży wbrew pozorom europejski rynek i ostatnia wizerunkowa szalupa ratunkowa podtrzymująca nadzieję, ze obecny kryzys nie oznacza krachu. Wobec zaś znanej polskiej krewkości, wobec tego podskórnego wrzenia, które wibruje, na razie skutecznie tłumione paradoksalnie wysokim poziomem pospolitego zdrowego rozsądku – może dojść do znacznie poważniejszego wybuchu niż w Grecji, gdzie nerwy spowodowane są ekonomią. U nas natomiast oprócz znacznie gorszych warunków socjalnych, nagromadzone są olbrzymie pokłady społecznej frustracji związanej z ciągnącym się od PRL-u i nieprzerwanym wcale w 89 roku poczuciem silnej konfliktowej opozycji między władzą a obywatelem.
W takich okolicznościach polityka miłości, którą Donald Tusk podbił i trzyma do dziś za serca szerokie rzesze polskiego społeczeństwa, skuteczna do pewnego momentu zmieniła swój wektor o 180 stopni po katastrofie smoleńskiej. Do tego momentu było to drobne kopanie politycznego przeciwnika po kostkach pod stołem i bogobojne wznoszenie oczu do nieba na widoku. Kochajmy się, bo zgoda buduje. Po względnym spokoju żałoby po katastrofie smoleńskiej, politycy Platformy zarzucili maskę miłości i ubrali nową maskę świętego oburzenia na agresję PiS. Z kolei pisowska maska męczeńskiego pokoju nieco popsuła Platformie szyki, ale nie sprawiła, że główny nurt uległ jakiejkolwiek zmianie. Działania nakierowane na sprowokowanie przeciwnika wreszcie odniosły skutek i teraz można już z pełnym uzasadnieniem nie tylko kopać się po kostkach, ale również okładać pięściami po głowie."
Te słowa zostały napisane na długo przed łódzkim zamachem. Nie udało się sprowokować nikogo z przesyconych nienawiścią pisowskich faszystów do agresywnych działań, to trzeba było uruchomić szalonego zabójcę, który miał sprowokować do fali społecznego oburzenia, które z kolei dawało szansę na przekształcenie masowych pokojowych protestów w lokalne wybuchy agresji. Jednak po raz kolejny się nie udało. Chrześcijańskie przykazanie miłości i nadstawiania drugiego policzka okazało się silniejsze i nie pomogło nawet szydzenie z uzasadnionego rozpaczą zawołania Waszczykowskiego "nie zabijajcie nas!"
Władza przesuwa granice więc coraz bardziej i bardziej, badając na ile może sobie pozwolić, a że społeczeństwo przetrenowane jest PRL-em, to uchodzą władzy na sucho pobicia dziennikarzy na ulicy w biały dzień, kuriozalne aresztowania tulipanów, czy obecnie nasyłanie ABW na nieznanych szerszej publiczności młodocianych internautów, którzy nie będąc znani nie zaszkodzą nikomu w odwecie, ani w rodzinnym Tomaszowie Mazowieckim, ani tym bardziej w warszawskich urzędach.
Nie ma się co łudzić. Władza skompromitowana swoimi działaniami na szkodę państwa którym rządzi, zdaje sobie sprawę, że tym razem nie skończy się na demokratycznym przejęciu instytucji. Tym razem "gruba kreska" oznaczać będzie odcięcie się od wszelkich gwarancji bezpieczeństwa dla zbrodniarzy i przestępców. Nie można dłużej funkcjonować na obecnej szachownicy mafijno-agenturalnych układów i porozumień. Węzeł gordyjski dojrzał do przecięcia i jeśli nie uda się obronić demokratycznych wyborów, to nie obejdzie się bez prewencyjnie reglamentowanej rewolucji, jako jedynego sposobu ludzi władzy na ochronę całego systemu eksploatacji priwislanskiego kraju.
Niestety wszystko wskazuje na to, jak zostało to ujęte w cytowanym już artykule z lipca ubiegłego roku, że coraz bardziej "prawdopodobna wydaje się być wizja przygotowywania gruntu pod rewolucję. Poziom agresji, frustracji i wspomnianego absurdu jest taki, że nie tylko bliscy znajomi, ale nawet bliscy krewni skaczą sobie do gardeł. Dyskusja przestaje być możliwa i niebezpiecznie zbliża się do momentu, gdy nie pozostaje nic innego jak cios między oczy. Zaczynam odnosić nieodparte wrażenie, że w końcu jakiś niezrównoważony psychicznie chory człowiek zrobi realną krzywdę osobie publicznej i będzie to ten oczekiwany pretekst: Patrzcie z kim mamy do czynienia! Zagrożenie terroryzmem jest nie tylko ze strony Talibów, ale także ze strony polskich oszołomów! Należy wprowadzić stan wyjątkowy, wyłapać agresywne jednostki, by normalne społeczeństwo mogło normalnie funkcjonować. Itd. Itp."
Wizja chora, surrealistyczna i nieprawdopodobna? Biorąc pod uwagę dotychczasową cierpliwość Polaków rzeczywiście można mieć nadzieję, że plan się nie uda. Dużo zależy od tego, jak do sprawy podejdą resorty siłowe i czy przychylą się do planu cywilnych w końcu polityków. Dużo jest głosów wskazujących, że PRL-owskie wychowanie obecnej generalicji spełnia swoją rolę. Jednak ciągle też tli się nadzieja, że etos polskiego żołnierza nie umarł bezpowrotnie i wbrew obiegowym dowcipom na temat trepów zostało trochę generałów będących w stanie myśleć o Polce i polskiej racji stanu.
Nam, szarym obywatelom, pozostaje jedynie kontrola cywilnych instytucji nadzorujących przebieg wyborów, forsowanie reformy sądownictwa (lustracja) oraz nieustające ćwiczenie cierpliwości.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz