Polska cierpi na brak elit. Elit, które są w stanie wypracować strategię działania i skutecznie wprowadzić ją w życie. Rośnie frustracja partactwem kolejnych rządów, które albo nieumiejętnie próbowały realizować niezbędne reformy, albo nawet tych reform nie zaczynały. Kolejne pokolenie jest fiksowane na poszukiwaniu przyczyn zaniechań, dopatrując się ich w niecnych intencjach poszczególnych ekip. Ścierają się w tych nerwowych rozliczeniowych przepychankach z akolitami tychże ekip, które z kolei skupiają się na opisywaniu warunków uniemożliwiających im skuteczne działanie. I mamy to co znamy od początku istnienia PRL-u: idea była słuszna tylko ludzie zawiedli.
Nie tylko polska scena polityczna jest zdominowana sekciarską mentalnością, ale także poszczególni pojedynczy aktorzy nie są w stanie wyrwać się z tego wdrukowanego nam przez lata komunizmu sekciarskiego sposobu funkcjonowania w rzeczywistości. W efekcie ciągle obowiązuje niezmiennie od kilkudziesięciu co najmniej lat stara zasada oblężonej twierdzy: jeśli nie zgadzasz się z linią partii toś reakcjonista, szpieg i zdrajca. Po 89 roku ten sposób myślenia się spluralizował: partia się podzieliła i już nie mamy czarno-białego PRL-owskiego podziału na partyjne zło i opozycyjne dobro, tylko odrębne wyspy aksjologiczne: sektę PO, sektę PiS, sekty katolickie i wiele wiele innych sekt.
Dyskusja jest niemożliwa, bo zawsze jest wekslowana na utarte tory: jeśli masz inne zdanie, to robisz wszystko aby dzielić, jątrzyć, niszczyć. A żeby budować potrzeba zgody! To nie jest dyskusja, to nie jest dialog, bo tak naprawdę twoją intencją jest rozłam!
Ludzie coraz rozpaczliwiej szukają jakiegoś rdzenia, na którym można by się oprzeć w sytuacji, gdy wszystkie autorytety upadły. Stąd coraz bardziej patetyczne odwoływanie się do wartości, zasad wiary, ideologii, ale stąd też jakakolwiek uwaga na temat niekonsekwencji aktorów wobec deklarowanych wartości jest traktowana przez nieugruntowanych w swojej wierze neofitów jako podłość, zdrada i destrukcja.
A przecież wszyscy jesteśmy tylko ludźmi i wszyscy możemy się mylić. Jestem wdzięczny za każde wskazanie mi niekonsekwencji w moim rozumowaniu, bo dzięki temu mogę wykonać kolejny krok w kierunku prawdy. Jestem wdzięczny za każdy komentarz wskazujący, że odbiorca odczytał mój komunikat niezgodnie z moimi intencjami, bo to umożliwia mi korektę komunikatu tak, by był on skuteczny.
Zasadniczym błędem polskiej współczesności jest utożsamienie elity z klasą polityczną, kadrami zarządzającymi czy profesurą na uniwersytetach. Okres PRL-u realnie zniszczył tą tradycyjną zasadę elitarności wysokiej pozycji społecznej, która to pozycja przestała być tożsama z tradycyjnie przypisywanymi elicie cechami, takimi jak wysoka kultura osobista, działanie dla dobra wspólnego, odpowiedzialność za własną społeczność. Dziś mamy kontynuację instytucjonalizacji nieodpowiedzialności, dyktatu bezczelności, argumentów siły. Jako metody stosowana jest przemoc symboliczna, manipulacja i insynuacje. Czasem wyzwiska i inwektywy.
Wiele się mówi o wartościach chrześcijańskich, liberalnych, socjalistycznych i innych, co w efekcie zamiast wskazywać kierunek zaciemnia obraz i mąci wodę, w której to mętnej wodzie łatwiej podobno ryby łowić. Choćbym bardzo chciał, w tym pluralistycznie mętnym systemie nie potrafię uniknąć dołączenia do tej kakofonii zjawisk z nadzieją, że może ktoś skorzysta z mojego haczyka i wyciągnie złotą rybkę, która będzie w stanie cokolwiek odmienić. Z pełna świadomością jałowości tego naznaczonego pychą zamiaru, spróbuję jednak pokazać dwa kryteria, które są kluczem w moich prywatnych działaniach i mogą się przydać przy ocenie osób pretendujących do roli przewodników naszego ludzkiego stada.
Pierwszym kryterium jest logiczna prawda, trzymanie się tradycyjnej dwuwartościowej logiki euklidesowej we wnioskowaniu. Poszanowanie dla faktów i wewnętrzna spójność wypowiedzi. Jeśli ktoś jest konsekwentny w swoich poglądach i jeszcze łączy te poglądy z konsekwencją we własnych działaniach to zasługuje na najwyższy szacunek, nawet jeśli jego zdania nie podzielam.
Drugim kryterium jest godność człowieka czyli szacunek dla adwersarza. "Dyskutować" nie oznacza "zgodzić się". Pozycja społeczna dyskutanta nie ma znaczenia. Jeśli poważnie traktujemy demokrację, to każde zdanie zasługuje na wysłuchanie. Mamy prawo czyjejś opinii nie podzielać, ale nie mamy prawa ubliżać jej autorowi tylko dlatego, że się z nim nie zgadzamy.
Jeśli ktoś nie spełnia tych dwu kryteriów, to jest wystarczający sygnał do rezygnacji z poważnego traktowania danej osoby jako kandydata na mojego reprezentanta. Reprezentant nie spełniający tych dwu kryteriów w sytuacji przyjęcia takiej roli kompromituje nie tylko siebie ale również mnie. Nie muszę podzielać wszystkich opinii mojego reprezentanta. Mogę się z nim w wielu miejscach nie zgadzać. Różnica zdań nie jest jednak kompromitująca. Natomiast brak tych dwu podstawowych cech jest zabójczy dla możliwości budowania jakiegokolwiek konsensusu.
Coraz więcej środowisk powołuje się na słowa Jana Pawła II i coraz więcej ludzi zwyczajnie ignoruje sens jego słów: "nie ma solidarności bez miłości", które na pogrzebie prezydenckiej pary Śniadek sparafrazował: "nie ma wolności bez wartości". Nie ma wspólnego działania bez wspólnego celu, ale też nie ma wspólnego działania bez poszanowania faktów, które jest ustaleniem gruntu. Nie ma też wspólnego działania bez szacunku dla człowieka. Żadne wołanie o wspólne działanie, gdy będzie połączone z tolerancją dla poniżania ludzi przez "liderów" - będzie jedynie śmieszne i nieskuteczne. Będzie dywersyjną kompromitacją i niszczeniem idei "wspólnego działania na rzecz wspólnego dobra".
Podobno "prawdziwa cnota krytyk się nie boi"...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz