sobota, 21 maja 2011

Prowokacyjne sĄdowanie granic

Aresztowanie blogera prowadzącego witrynę z wątpliwej jakości satyrą na obecnego (P)rezydenta wywołało falę słusznego oburzenia. Jest ta sytuacja jednak logicznym następstwem całego ciągu zdarzeń. Ciągu zdarzeń mających sprowokować zamieszki będące pretekstem do wprowadzenia stanu wyjątkowego, który z kolei umożliwi uniknięcie, lub chociaż odwleczenie momentu poniesienia odpowiedzialności przez ludzi obecnej władzy. Igor Czajka już w lipcu 2010 roku na swoim blogu pisał:

"Mit zielonej wyspy na czerwonym oceanie Europy jest niebezpieczny niezależnie od tego czy jest prawdziwy czy fałszywy. Jeśli jest prawdziwy, staje się niebezpieczny dla Eurolandu, bo pokazuje, że względnie duże zamknięcie rynku i własna waluta może być remedium na globalistyczne zawirowania. Jest to potencjalnie świetną pożywką dla wszelkiej maści ruchów separatystycznych, negujących wartość integracji, która jak w przypadku Słowacji czy krajów nadbałtyckich po pierwszej euforii przyniosła spore straty. Jeśli natomiast jest fałszywa, stawia to w bardzo trudnym położeniu nie tylko polski rząd, nie tylko całą polską gospodarkę, która być może dzięki temu przetrwała niewzruszona, że Polacy nie uwierzyli w żaden kryzys. Gdy świadomość ta w końcu do Polaków dotrze, załamie się kolejny duży wbrew pozorom europejski rynek i ostatnia wizerunkowa szalupa ratunkowa podtrzymująca nadzieję, ze obecny kryzys nie oznacza krachu. Wobec zaś znanej polskiej krewkości, wobec tego podskórnego wrzenia, które wibruje, na razie skutecznie tłumione paradoksalnie wysokim poziomem pospolitego zdrowego rozsądku – może dojść do znacznie poważniejszego wybuchu niż w Grecji, gdzie nerwy spowodowane są ekonomią. U nas natomiast oprócz znacznie gorszych warunków socjalnych, nagromadzone są olbrzymie pokłady społecznej frustracji związanej z ciągnącym się od PRL-u i nieprzerwanym wcale w 89 roku poczuciem silnej konfliktowej opozycji między władzą a obywatelem.

W takich okolicznościach polityka miłości, którą Donald Tusk podbił i trzyma do dziś za serca szerokie rzesze polskiego społeczeństwa, skuteczna do pewnego momentu zmieniła swój wektor o 180 stopni po katastrofie smoleńskiej. Do tego momentu było to drobne kopanie politycznego przeciwnika po kostkach pod stołem i bogobojne wznoszenie oczu do nieba na widoku. Kochajmy się, bo zgoda buduje. Po względnym spokoju żałoby po katastrofie smoleńskiej, politycy Platformy zarzucili maskę miłości i ubrali nową maskę świętego oburzenia na agresję PiS. Z kolei pisowska maska męczeńskiego pokoju nieco popsuła Platformie szyki, ale nie sprawiła, że główny nurt uległ jakiejkolwiek zmianie. Działania nakierowane na sprowokowanie przeciwnika wreszcie odniosły skutek i teraz można już z pełnym uzasadnieniem nie tylko kopać się po kostkach, ale również okładać pięściami po głowie."


Te słowa zostały napisane na długo przed łódzkim zamachem. Nie udało się sprowokować nikogo z przesyconych nienawiścią pisowskich faszystów do agresywnych działań, to trzeba było uruchomić szalonego zabójcę, który miał sprowokować do fali społecznego oburzenia, które z kolei dawało szansę na przekształcenie masowych pokojowych protestów w lokalne wybuchy agresji. Jednak po raz kolejny się nie udało. Chrześcijańskie przykazanie miłości i nadstawiania drugiego policzka okazało się silniejsze i nie pomogło nawet szydzenie z uzasadnionego rozpaczą zawołania Waszczykowskiego "nie zabijajcie nas!"

Władza przesuwa granice więc coraz bardziej i bardziej, badając na ile może sobie pozwolić, a że społeczeństwo przetrenowane jest PRL-em, to uchodzą władzy na sucho pobicia dziennikarzy na ulicy w biały dzień, kuriozalne aresztowania tulipanów, czy obecnie nasyłanie ABW na nieznanych szerszej publiczności młodocianych internautów, którzy nie będąc znani nie zaszkodzą nikomu w odwecie, ani w rodzinnym Tomaszowie Mazowieckim, ani tym bardziej w warszawskich urzędach.

Nie ma się co łudzić. Władza skompromitowana swoimi działaniami na szkodę państwa którym rządzi, zdaje sobie sprawę, że tym razem nie skończy się na demokratycznym przejęciu instytucji. Tym razem "gruba kreska" oznaczać będzie odcięcie się od wszelkich gwarancji bezpieczeństwa dla zbrodniarzy i przestępców. Nie można dłużej funkcjonować na obecnej szachownicy mafijno-agenturalnych układów i porozumień. Węzeł gordyjski dojrzał do przecięcia i jeśli nie uda się obronić demokratycznych wyborów, to nie obejdzie się bez prewencyjnie reglamentowanej rewolucji, jako jedynego sposobu ludzi władzy na ochronę całego systemu eksploatacji priwislanskiego kraju.

Niestety wszystko wskazuje na to, jak zostało to ujęte w cytowanym już artykule z lipca ubiegłego roku, że coraz bardziej "prawdopodobna wydaje się być wizja przygotowywania gruntu pod rewolucję. Poziom agresji, frustracji i wspomnianego absurdu jest taki, że nie tylko bliscy znajomi, ale nawet bliscy krewni skaczą sobie do gardeł. Dyskusja przestaje być możliwa i niebezpiecznie zbliża się do momentu, gdy nie pozostaje nic innego jak cios między oczy. Zaczynam odnosić nieodparte wrażenie, że w końcu jakiś niezrównoważony psychicznie chory człowiek zrobi realną krzywdę osobie publicznej i będzie to ten oczekiwany pretekst: Patrzcie z kim mamy do czynienia! Zagrożenie terroryzmem jest nie tylko ze strony Talibów, ale także ze strony polskich oszołomów! Należy wprowadzić stan wyjątkowy, wyłapać agresywne jednostki, by normalne społeczeństwo mogło normalnie funkcjonować. Itd. Itp."

Wizja chora, surrealistyczna i nieprawdopodobna? Biorąc pod uwagę dotychczasową cierpliwość Polaków rzeczywiście można mieć nadzieję, że plan się nie uda. Dużo zależy od tego, jak do sprawy podejdą resorty siłowe i czy przychylą się do planu cywilnych w końcu polityków. Dużo jest głosów wskazujących, że PRL-owskie wychowanie obecnej generalicji spełnia swoją rolę. Jednak ciągle też tli się nadzieja, że etos polskiego żołnierza nie umarł bezpowrotnie i wbrew obiegowym dowcipom na temat trepów zostało trochę generałów będących w stanie myśleć o Polce i polskiej racji stanu.

Nam, szarym obywatelom, pozostaje jedynie kontrola cywilnych instytucji nadzorujących przebieg wyborów, forsowanie reformy sądownictwa (lustracja) oraz nieustające ćwiczenie cierpliwości.

niedziela, 15 maja 2011

Mini-wykłady pod namiotem Solidarnych 2010

Możemy długo punktować manipulacje mediów, oburzać się na świadczące o rzekomo niskich kompetencjach intelektualnych uleganie tym manipulacjom, możemy przeklinać kłamców i bandytów, lecz możemy też zrobić coś innego. Jeden obraz wart jest tysiąca słów. A jedno spotkanie warte jest tysiąca listów. Nie ma lepszego sposobu na wyrobienie sobie o kimś czy o czymś opinii niż bezpośrednie spotkanie z danym zjawiskiem. Zatrzymać się, posłuchać, popatrzeć. Nie uczestniczyć. Poobserwować. Z dystansu. Jest to najlepszy sposób, by móc spróbować wyjść z zaklętego kręgu eksperymentu Asha i odnaleźć w sobie odwagę, by przyznać się przed samym sobą, która kreska jest najkrótsza.

To jest właśnie powód, dla którego warto pojawiać się na warszawskim Krakowskim Przedmieściu nie tylko 10 dnia każdego miesiąca. To jest powód dla którego warto było pojawić się na „faszystowskiej” i „antyfaszystowskiej”, tzn. na narodowej i antynarodowej demonstracji 11 listopada 2010. To jest powód dla którego warto być w miejscu, w którym dzieją się ważne rzeczy, bo ich obraz okazuje się często zupełnie odmienny od tego co przekazują nam media. Jeśli tylko pozwala czas i odległość nie warto przegapiać takich okazji. A taką okazją będzie cykl mini-wykładów pod namiotem Solidarnych 2010.



Poniżej zamieszczam fragment zaproszenia:

Cykl spotkań "pod namiotem", jest odpowiedzią na rzeczywistość, którą możemy "pod namiotem" zastać. Tam oprócz oznak pogardy i agresji, widzimy prawdziwą troskę o Polskę, przejawiającą się w rozmowach gromadzących się tam ludzi. Rozmawiają oni ze sobą z niesamowitym zaangażowaniem o Polsce, historii, cywilizacji, kulturze i religii.

Dlatego też postanowiliśmy poczynić starania, by idąc tym tropem "namiotowi Solidarnych" nadać intelektualnego blasku. Stąd ten cykl miniwykładów. Na chwilę obecną przygotowane są 3 spotkania, jednak jesteśmy przekonani i będziemy czynić wszelkie starania, by było ich coraz więcej.

By w nich uczestniczyć, wystarczy przyjść na Krakowskie Przedmieście pod nasz biały namiot. Na miejscu będzie możliwość wysłuchania profesora Legutki, byłego ministra MSW Antoniego Macierewicza i profesora Terleckiego. Rozmowę z nimi poprowadzi Samuel Pereira.

Program spotkań:
18.05, godz. 19:00 - prof. Legutko [link do wydarzenia na FB]
19.05, godz. 17:30 - prof. Zdzisław Krasnodębski [link do wydarzenia na FB]
20.05, godz. 17:30 - poseł Antoni Macierewicz [link do wydarzenia na FB]
25.05, godz. 17:30 - prof. Ryszard Terlecki [link do wydarzenia na FB]

Wstęp wolny!

Zapraszamy wszystkich do zapisywania się na stronach wydarzenia, ale i przekazywania tej informacji bliskim i znajomym.


Zachęcam także do obejrzenia Antoniego Macierewicza w programie Pod Prąd. Program w dwu odcinkach na YT każdy w czterech częściach. Zamieszczam tylko pierwszą część każdego z odcinków, linki następnych części pojawią się na końcu filmu. Obraz Antoniego Macierewicza, jakiego nie obejrzycie w żadnej z głównych telewizji.





.

sobota, 14 maja 2011

Ekscytacja chamstwem

Raz po raz w różnych miejscach dają się słyszeć głosy świętego oburzenia na różne przejawy chamstwa, nieopanowanej werbalnej agresji, ubliżania i innych zachowań mających na celu poniżenie adwersarza, a poniżające jedynie autora wymienionych zachowań. Oburzenie przyjmuje często formy niewiele odbiegające od krytykowanych zjawisk. Usuwanie niewygodnych politycznie komentarzy na stronach różnych portali opisuje się jako powrót cenzury prewencyjnej, ale jednocześnie jako metodę walki z chamstwem w sieci proponuje się właśnie taką cenzurę. 10 maja pod Pałacem byłem świadkiem jak grupka obrońców krzyża (z małej litery, bo byli to panowie raczej sympatyzujący niż uczestniczący, mało nie pobiła faceta, który prowokował ich mówieniem (MÓWIENIEM, a nie wykrzykiwaniem) uwag o religii smoleńskiej, że boli go w krzyżu itp. głupot. Został zwyzywany, grożono mu dokładnie tym samym co opisujesz i krzyczano, że "w głowie mu się pop.... bo został wydy....ny przez Palikota". Czym to się różni od agresywnych palikotowych idiotów sfilmowanych w świetnym reportażu NiezależnaTV?

W całym tym podbijaniu bębenka skandalicznych zjawisk chodzi przecież głównie o to, abyśmy o sobie, jako społeczeństwo, myśleli jak najgorzej. Zbydlęcenie Niemców jest dużo większe niż nasze, co udowodniła choćby druga wojna światowa, a mimo to myślą oni o sobie (i my o nich) jako o narodzie Goethego, Beethovena, Bacha itd. Czy naprawdę musimy wzorem bulwarówek podbijąc tylko oburzające nas skandale? Czy naprawdę nie możemy ich ignorować i skupić się na Żołnierzach Wyklętych, Muzeum Powstania Warszawskiego, sukcesach polskich informatyków, konstruktorów, na Gombrowiczu, Giedroyciu i wszelkich przejawach tej wielkiej jak i małej współpracy?

Mówiąc szczerze nie rozumiem tej ekscytacji czyjąś głupotą, chamstwem i zbydlęceniem. W każdej grupie trafiają się oszołomy, debile i popaprańcy. Skupiając naszą uwagę na tych emocjonalnych wybrykach nie zostawiamy sobie czasu na rzetelną analizę rzeczywistości, na nazwanie mechanizmów, które realnie a nie pozornie odbierają naszą wolność, godność itp. rzeczy. Nie mówiąc już o tym, że stajemy na tym poziomie dyskusji, na którym chcą nas postawić macherzy od społecznych procesów. Czy nie bardziej efektywne byłoby monitorowanie postępów oskarżenia Straży Miejskiej w sprawie pobicia Michała Strużyka oraz późniejszych kłamstw przedstawicieli tej służby w trakcie składania wyjaśnień przed Komisją Sejmową? To jest problem, który jest całkowicie jednoznaczny w ocenie, dobrze udokumentowany i nie wolno nam jako obywatelom go odpuścić, gdyż pobłażanie takim zjawiskom stwarza systemowe przyzwolenie na rozprzestrzenianie się totalitaryzmu.

Naprawdę, sugeruję zlewanie przykładów czyjegoś chamstwa, debilizmu, ciemniactwa, głupoty, bo nie wzbogaca to w najmniejszym stopniu czyjegokolwiek rozumienia świata, nie sprawia że tenże świat staje się lepszy, jesteśmy chyba na tyle duzi, że zdajemy sobie sprawę z pokładów głupoty i podobnie jak na ulicy tak i na blogach trzeba umieć omijać śmierdzących łazęgów, którzy jednak też mają prawo do życia i nie tolerując ich smrodu w tramwaju, będę pierwszym, który będzie protestował przeciwko zamykaniu ich w więzieniach za to, że śmierdzą. Rozumiem też, że takie pławienie się w głupocie i brudzie innych może pełnić funkcje kompensacyjne, pozytywnie oddziaływując na poczucie własnej wartości. Czy jednak na pewno jest to metoda, z której chcemy korzystać?

Traktujmy wartość, jaką jest wolność poważnie!