czwartek, 21 lipca 2011

Naruszenie dobrego imienia

Rymkiewicz naruszył dobre imię spółki akcyjnej oceniając działania jej pracowników. Działania te w swoim charakterze skojarzyły mu się z ideami pewnej przedwojennej partii politycznej, która realizowała wizje pewnej potępianej przez Stalina komunistki. To skojarzenie jest według sądu, który podobnie jak wspomniana przedwojenna partia ma w nazwie przymiotnik „polski”, naruszające dobre imię właściciela pewnej gazety. Sam fakt bowiem zauważenia pokrewieństwa ideowego efektów czyichś działań nie może być podstawą do werbalizacji tych spostrzeżeń.

Trzeba przyjąć do wiadomości tę zasadę i wyciągnąć głębokie wnioski. Być może trzeba zastanowić się, czy nie zaskarżyć Prezydenta Rzeczpospolitej Polskiej o naruszenie dobrego imienia Polski. Pan prezydent bowiem niedawno przepraszał w imieniu wszystkich Polaków za zbrodnie popełnione podczas drugiej wojny światowej przez bandytów narodowości polskiej, którzy zdradziecko kolaborowali z okupantem w haniebnym procederze zabijania cywilnych osób narodowości żydowskiej. Ludzie ci podporządkowali się poleceniom państwa niemieckiego i nie zdali egzaminu z człowieczeństwa. Prezydent Polski przepraszając Żydów w imieniu państwa Polskiego naruszył dobre imię Polski i polskich obywateli sugerując, że Państwo Polskie miało cokolwiek wspólnego z tą zbrodnią. Tymczasem Państwo polskie nigdy podczas drugiej wojny światowej nie zhańbiło się wydaniem jakichkolwiek dyspozycji brania udziału w haniebnym procederze likwidacji jakiegokolwiek narodu.

Warto zwrócić uwagę, że Państwo Polskie dopiero po drugiej wojnie światowej zhańbiło się likwidowaniem polskich patriotów, którzy stawili opór niemieckiemu okupantowi. Państwo Polskie zhańbiło się otwierając ogień i zabijając robotników idących do pracy na gdańskich peronach i ulicach. Państwo Polskie zhańbiło się dekretując, bezprawną nawet w świetle swojego własnego prawa, wojnę przeciwko własnym obywatelom. Za tę hańbę nie usłyszeliśmy słów przeprosin, a sprawca tych zbrodni do dziś nosi generalskie insygnia.

Jeśli instytucje państwa w sporach o zniesławienie stają po stronie prywatnych korporacji, a nie swoich obywateli, którym konstytucja gwarantuje swobodę wypowiedzi – to jest to działanie na szkodę tego państwa. Jeśli prezydent przeprasza za winę obcego państwa, nie poczuwając się za zbrodnie własnego państwa – to jest to działanie na szkodę tego państwa. Jeśli negowane są konstytucyjne prawa obywateli, a główne instytucje państwa uprawiają defamację jego obywateli – to jest to działanie na szkodę państwa.

Najwyższy czas rozpocząć działania przywracające własność państwa jego obywatelom. Art. 4. Konstytucji Rzeczpospolitej Polskiej mówi, że władza zwierzchnia w Rzeczypospolitej Polskiej należy do Narodu, a Naród sprawuje władzę przez swoich przedstawicieli lub bezpośrednio. Jeśli przedstawiciele Narodu działają na szkodę państwa najwyższy czas by Naród zaczął sprawować władzę bezpośrednio. Nadchodzi czas głębokich zmian.

niedziela, 17 lipca 2011

GMO tylnymi drzwiami

1 lipca posłowie PO i PSL przegłosowali nową ustawę o nasiennictwie, która otwiera Polskę na uprawy GMO (Genetycznie Modyfikowane Organizmy) oraz spowoduje poważne ograniczenia dostępu do tradycyjnych/regionalnych nasion.

Rząd przegłosował ustawę bardzo dyskretnie, bez społecznych konsultacji, w dniu rozpoczęcia prezydencji. Opinia publiczna natomiast jest zdecydowanie przeciwna tym uprawom. Przeciwko było PIS, które zgłosiło ostatecznie odrzucone poprawki o zakazie wpisu tej żywności do katalogu legalnych upraw, SLD oraz PJN. Jednocześnie oficjalne stanowisko rządu jest takie, że są przeciwni legalizacji tej żywności w Polsce! Minister Rolnictwa, Marek Sawicki, ma co najmniej niespójne poglądy na ten temat. Rok temu prowadził batalię w Unii Europejskiej o nie wpisanie do rejestru transgenicznego ziemniaka, a teraz był inicjatorem nowej ustawy.

Tymczasem w 9 krajach europejskich zakazano upraw transgenicznych! Są to Francja, Niemcy, Węgry, Austria, Włochy, Luksemburg, Grecja, Bułgaria oraz Szwajcaria. Oznacza to, że nagle na rynku pojawiają się setki tysięcy ton zbóż, na które nie ma rynku zbytu. A Polacy, podobnie jak mieszkańcy innych krajów Unii Europejskiej, nie chcą GMO.

Około 80% rynku GMO kontroluje Kompania Monsanto, która miała i ma już tysiące procesów o spowodowanie chorób, śmierci, przekupywanie urzędników, kłamanie w reklamach itp. W Polsce są obecni jako Monsanto Polska i lobbuja np. w Radzie Gospodarki Żywnościowej przy Ministrze Marku Sawickim. Rada na swojej stronie postuluje obecnie natychmiastową zgodę na wprowadzenie żywności transgenicznej. Zasiadają w niej przedsiębiorcy powiązani z Monsanto - tak twierdzi Paweł Pałanecki z Ruchu Koalicja Wolna od GMO.

GMO stanowi poważne zagrożenie dla zdrowia ludzi i zwierząt, różnorodności biologicznej, polskiego rolnictwa i bezpieczeństwa żywnościowego. Uwolnienie genetycznie zmodyfikowanych organizmów do naturalnego środowiska jest procesem nieodwracalnym, a współistnienie ich z tradycyjnymi uprawami niemożliwe. Nikt nie będzie miał wyboru – ani rolnicy, ani konsumenci – jeśli nastąpi skażenie naszych pól, tak jak ma to miejsce np. w USA czy Kanadzie. Zostaniemy skazani na żywność, która powoduje alergie, niepłodność, choroby nowotworowe i oporność na antybiotyki. Skorzystają na tym TYLKO ponadnarodowe korporacje.

GMO jest nie tylko niebezpieczne dla zdrowia, ale wręcz zabójcze dla lokalnego rolnictwa. Producenci GMO stosują ceny dumpingowe, niszczą rolnictwo poprzez patenty i dążą do uzyskania monopolu. Praktyka pokazuje, że bardzo szybko ich uprawy stają się jedynymi dostępnymi na rynku. Jeśli je zalegalizujemy, uprawy regionalne mogą się nie obronić.

DODATKOWE INFORMACJE:
  1. Wyjaśnienia dlaczego nowa ustawa jest niebezpieczna:

    1. w nowej ustawie w art 104 ust 2 zapisano, że materiał siewny GMO nie może być dopuszczony do obrotu. Oznacza to, że zapis z poprzedniej wersji ustawy (choć w nieco zmienionym brzmieniu ) pozostał.

    2. Jednak w obecnej wersji ustawy wykreślono zapis z poprzedniej (z 2006 r), że materiał odmian GMO nie będzie wpisywany do krajowego katalogu. Oznacza to, że zakaz art 104 ust 2 jest pozorny. Skoro można będzie wpisywać odmiany GMO do katalogu, to automatycznie są one dopuszczone do upraw na terytorium RP. Należy tu podkreślić, że prawo UE stanowi, iż jeśli dana odmiana jest wpisana do katalogu wspólnotowego to musi być obowiązkowo wpisana do katalogów każdego kraju członkowskiego. Dalej – wystarczy aby jakiś kraj członkowski wpisał daną odmianę do swojego katalogu w porozumieniu z KE a każdy kraj ma obowiązek wpisać ją do swojego katalogu krajowego. Dlatego tak istotne było utrzymanie zapisu z poprzedniej ustawy o zakazie wpisu GMO do katalogu krajowego.

    3. Również odrzucono zgłoszoną przez posłów PiS poprawkę dotyczącą doprecyzowania pojęcia “obrót” w taki sposób aby nasiona przywożone na własny użytek też stanowiły obrót . Wówczas powyższy art 104 ust. 2 odnosiłby się również do obrotu na własny użytek. W wyniku odrzucenia tej poprawki sytuacja się nie zmieniła w stosunku do zakazu wprowadzania do obrotu czyli ”indywidualni rolnicy” (czytaj dystrybutorzy bo oni dostarczają rolnikom ziarna a tylko fakturują indywidualnie) będą mogli dalej bezkarnie przywozić nasiona GMO z innych krajów.

      Jeśli połączymy to z umieszczeniem odmian GMO w katalogu to w efekcie mimo zapisu o zakazie obrotu z art 104. każdy użytkownik będzie mógł uniknąć odpowiedzialności za łamanie tego pozornego zakazu (żaden sąd administracyjny nie uzna naruszenia art 104 ust. 2 jeśli dany rolnik będzie uprawiał odmianę GMO umieszczoną w katalogu ).

      Reasumując po pierwsze nowa ustawa o nasiennictwie mówi, że GMO można wpisywać do katalogu krajowego (bo wykreślono zakaz), a po wtóre choć utrzymano zakaz obrotu (zawarty w poprzedniej ustawie) to jednak brak zgody na doprecyzowanie pojęcia “obrót” o “użytek własny” skutkuje dopuszczeniem do upraw szmuglowanych nasion GMO (wbrew art 104 ust 2).

      Jest to wszystko bardzo pokrętnie skonstruowane, ale efekt osiągnięty: przyzwolenie na uprawy GMO pomimo pozornego zakazu i dezinformacja społeczeństwa.

  2. Ustawa o nasiennictwie spowoduje poważne ograniczenia dostępu do tradycyjnych/regionalnych nasion. Są w niej zapisy mówiące, że “łączna ilość wprowadzonego do obrotu materiału siewnego odmian regionalnych roślin rolniczych nie może przekroczyć (!) 10%… Maksymalna ilość materiału siewnego danej odmiany w przypadku rzepaku, jęczmienia, pszenicy, grochu, słonecznika, kukurydzy i ziemniaka wynosi (!) 0,3 % materiału siewnego danego gatunku stosowanego rocznie na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej oraz odpowiednio (!) 0,5 % dla pozostałych gatunków…”

  3. Kontrowersyjny projekt rządowy ustawy o nasiennictwie dostępny jest na stronach Sejmu.

W tej sprawie trzeba podjąć natychmiastowe działania, aby zablokować ustawę w Senacie. 27 lipca 2011 Senat może odrzucić ta ustawę. Zróbmy wszystko by tak się stało!!!

  1. Kontaktujcie się z senatorami (spotkania i telefony) i żądajcie odrzucenia tej niebezpiecznej ustawy o nasiennictwie (nazwiska senatorów według okręgów tutaj)

  2. Nagłośniajcie sprawę w swoich środowiskach i mediach

  3. Podpisujcie APEL DO RZĄDU I POLITYKÓW http://alert-box.org w sprawie odrzucenia projektu nowej ustawy o nasiennictwie.

czwartek, 14 lipca 2011

Kryteria elitarności

Polska cierpi na brak elit. Elit, które są w stanie wypracować strategię działania i skutecznie wprowadzić ją w życie. Rośnie frustracja partactwem kolejnych rządów, które albo nieumiejętnie próbowały realizować niezbędne reformy, albo nawet tych reform nie zaczynały. Kolejne pokolenie jest fiksowane na poszukiwaniu przyczyn zaniechań, dopatrując się ich w niecnych intencjach poszczególnych ekip. Ścierają się w tych nerwowych rozliczeniowych przepychankach z akolitami tychże ekip, które z kolei skupiają się na opisywaniu warunków uniemożliwiających im skuteczne działanie. I mamy to co znamy od początku istnienia PRL-u: idea była słuszna tylko ludzie zawiedli.

Nie tylko polska scena polityczna jest zdominowana sekciarską mentalnością, ale także poszczególni pojedynczy aktorzy nie są w stanie wyrwać się z tego wdrukowanego nam przez lata komunizmu sekciarskiego sposobu funkcjonowania w rzeczywistości. W efekcie ciągle obowiązuje niezmiennie od kilkudziesięciu co najmniej lat stara zasada oblężonej twierdzy: jeśli nie zgadzasz się z linią partii toś reakcjonista, szpieg i zdrajca. Po 89 roku ten sposób myślenia się spluralizował: partia się podzieliła i już nie mamy czarno-białego PRL-owskiego podziału na partyjne zło i opozycyjne dobro, tylko odrębne wyspy aksjologiczne: sektę PO, sektę PiS, sekty katolickie i wiele wiele innych sekt.

Dyskusja jest niemożliwa, bo zawsze jest wekslowana na utarte tory: jeśli masz inne zdanie, to robisz wszystko aby dzielić, jątrzyć, niszczyć. A żeby budować potrzeba zgody! To nie jest dyskusja, to nie jest dialog, bo tak naprawdę twoją intencją jest rozłam!

Ludzie coraz rozpaczliwiej szukają jakiegoś rdzenia, na którym można by się oprzeć w sytuacji, gdy wszystkie autorytety upadły. Stąd coraz bardziej patetyczne odwoływanie się do wartości, zasad wiary, ideologii, ale stąd też jakakolwiek uwaga na temat niekonsekwencji aktorów wobec deklarowanych wartości jest traktowana przez nieugruntowanych w swojej wierze neofitów jako podłość, zdrada i destrukcja.

A przecież wszyscy jesteśmy tylko ludźmi i wszyscy możemy się mylić. Jestem wdzięczny za każde wskazanie mi niekonsekwencji w moim rozumowaniu, bo dzięki temu mogę wykonać kolejny krok w kierunku prawdy. Jestem wdzięczny za każdy komentarz wskazujący, że odbiorca odczytał mój komunikat niezgodnie z moimi intencjami, bo to umożliwia mi korektę komunikatu tak, by był on skuteczny.

Zasadniczym błędem polskiej współczesności jest utożsamienie elity z klasą polityczną, kadrami zarządzającymi czy profesurą na uniwersytetach. Okres PRL-u realnie zniszczył tą tradycyjną zasadę elitarności wysokiej pozycji społecznej, która to pozycja przestała być tożsama z tradycyjnie przypisywanymi elicie cechami, takimi jak wysoka kultura osobista, działanie dla dobra wspólnego, odpowiedzialność za własną społeczność. Dziś mamy kontynuację instytucjonalizacji nieodpowiedzialności, dyktatu bezczelności, argumentów siły. Jako metody stosowana jest przemoc symboliczna, manipulacja i insynuacje. Czasem wyzwiska i inwektywy.

Wiele się mówi o wartościach chrześcijańskich, liberalnych, socjalistycznych i innych, co w efekcie zamiast wskazywać kierunek zaciemnia obraz i mąci wodę, w której to mętnej wodzie łatwiej podobno ryby łowić. Choćbym bardzo chciał, w tym pluralistycznie mętnym systemie nie potrafię uniknąć dołączenia do tej kakofonii zjawisk z nadzieją, że może ktoś skorzysta z mojego haczyka i wyciągnie złotą rybkę, która będzie w stanie cokolwiek odmienić. Z pełna świadomością jałowości tego naznaczonego pychą zamiaru, spróbuję jednak pokazać dwa kryteria, które są kluczem w moich prywatnych działaniach i mogą się przydać przy ocenie osób pretendujących do roli przewodników naszego ludzkiego stada.

Pierwszym kryterium jest logiczna prawda, trzymanie się tradycyjnej dwuwartościowej logiki euklidesowej we wnioskowaniu. Poszanowanie dla faktów i wewnętrzna spójność wypowiedzi. Jeśli ktoś jest konsekwentny w swoich poglądach i jeszcze łączy te poglądy z konsekwencją we własnych działaniach to zasługuje na najwyższy szacunek, nawet jeśli jego zdania nie podzielam.

Drugim kryterium jest godność człowieka czyli szacunek dla adwersarza. "Dyskutować" nie oznacza "zgodzić się". Pozycja społeczna dyskutanta nie ma znaczenia. Jeśli poważnie traktujemy demokrację, to każde zdanie zasługuje na wysłuchanie. Mamy prawo czyjejś opinii nie podzielać, ale nie mamy prawa ubliżać jej autorowi tylko dlatego, że się z nim nie zgadzamy.

Jeśli ktoś nie spełnia tych dwu kryteriów, to jest wystarczający sygnał do rezygnacji z poważnego traktowania danej osoby jako kandydata na mojego reprezentanta. Reprezentant nie spełniający tych dwu kryteriów w sytuacji przyjęcia takiej roli kompromituje nie tylko siebie ale również mnie. Nie muszę podzielać wszystkich opinii mojego reprezentanta. Mogę się z nim w wielu miejscach nie zgadzać. Różnica zdań nie jest jednak kompromitująca. Natomiast brak tych dwu podstawowych cech jest zabójczy dla możliwości budowania jakiegokolwiek konsensusu.

Coraz więcej środowisk powołuje się na słowa Jana Pawła II i coraz więcej ludzi zwyczajnie ignoruje sens jego słów: "nie ma solidarności bez miłości", które na pogrzebie prezydenckiej pary Śniadek sparafrazował: "nie ma wolności bez wartości". Nie ma wspólnego działania bez wspólnego celu, ale też nie ma wspólnego działania bez poszanowania faktów, które jest ustaleniem gruntu. Nie ma też wspólnego działania bez szacunku dla człowieka. Żadne wołanie o wspólne działanie, gdy będzie połączone z tolerancją dla poniżania ludzi przez "liderów" - będzie jedynie śmieszne i nieskuteczne. Będzie dywersyjną kompromitacją i niszczeniem idei "wspólnego działania na rzecz wspólnego dobra".

Podobno "prawdziwa cnota krytyk się nie boi"...

wtorek, 12 lipca 2011

Kopniaki procesowo bezpieczne

Media badając granice akceptacji kłamstwa, nieustannie te granice przesuwają. Kolejny raz nastąpiło to bardzo wyraźnie w relacji z jasnogórskiej pielgrzymki. Po włożeniu w usta Kaczyńskiego słów Kolendy-Zaleskiej o prawdziwych Polakach, po których nic takiego się nie stało, a pani redaktor nie poniosła najmniejszej odpowiedzialności za kłamstwo, mamy przejście do następnego etapu. Kopnięcie pielgrzyma w celu oskarżenia go o pobicie dziennikarza.

W relacji Polsatu podchwyconej przez niemal wszystkie pozostałe media mamy jasne i wyraźne oskarżenie. Relacja faktograficzna nie do końca trzyma się kupy, co wychwycili od razu internauci. Ale to pewnie są zmanipulowani Rydzykową propagandą moherowe oszołomy, bo ci światli komentatorzy zaczęli od razu tworzyć analizy "katolickiej hipokryzji" i "pochwał religijnej agresji". Nikt z tych komentatorów nie zauważał także braku relacji drugiej strony, bo po co, skoro dziennikarka na pewno mówi prawdę. Tymczasem relacje docierające najpierw w komentarzach, następnie potwierdzone przez Nasz Dziennik pokazują zupełnie inny obraz wydarzeń. Jednak news poszedł już w świat i nikt nie będzie zajmował się dochodzeniem do faktograficznej prawdy, bo przecież nie o fakty tu idzie a o generalną zasadę.

W związku z wydarzeniami na Jasnej Górze proponuję pewny i bezpieczny sposób na zarabianie pieniędzy. Wystarczy kopnąć jakiegoś przechodnia na ulicy, np. w kostkę, a gdy ten zaklnie szpetnie i zwymyśla – wtedy wystarczy go oskarżyć o atak, obrazę, naruszenie dóbr osobistych i zażądać wysokiego odszkodowania za straty moralne. Można umówić się z jakimś dziennikarzem z Polsatu albo TVN, na pewno podchwycą temat, a niezawisły sąd uzna nasze żądania, bo przecież nikt nie może nikogo bezkarnie lżyć na ulicy!

Że sposób jest realny do przeprowadzenia pod warunkiem odpowiednich poglądów atakującego i atakowanego wskazuje inny przypadek pobicia kamerzysty, na terenie polskiego sądu, w obecności policjantów, którzy nie tylko nie zareagowali ale umożliwili bezpieczne oddalenie się sprawcy z miejsca zdarzenia. Pomimo sfilmowania wszystkiego nikt nie poniósł do dzisiaj konsekwencji. Kult śpiewał w latach 80-tych: które prawo dla nas, a które prawo dla nich. Zmienił się ustrój? Mam wrażenie, że zmieniła się tylko nazwa.

Czy jest możliwe wytoczenie instytucji medialnej procesu o defamację? Szczerze mówiąc na miejscu jasnogórskich pielgrzymów, a Pana Andrzeja w szczególności, zastanawiałbym się poważnie nad wytoczeniem takiego procesu. Jego nazwisko co prawda w mediach chyba nie padło, ale jego wizerunek i owszem, został upubliczniony w ściśle określonym defamacyjnym kontekście. Człowiek, który bronił się przed agresją został oskarżony o agresję.

Testowanie granic akceptacji dla kłamstwa i przemocy, tej symbolicznej i tej realnej, trwa. Minister ds. wykluczonych ma najwyraźniej za zadanie raczej usprawnienie metod wykluczania, niż przeciwdziałanie temu zjawisku. Założone za pieniądze PRL-owskich służb specjalnych medialne koncerny zdają sobie sprawę, że zbliżają się do ściany, przygotowując sprzedaż skompromitowanych tytułów, które po przejęciu przez nowego właściciela nie odzyskają już zniszczonej wiarygodności. Tak stało się w przypadku gazety Dziennik, tak stanie się w przypadku TVN.

Tymczasem różnego rodzaju usłużni „dziennikarze” będą przeprowadzali dziennikarskie prowokacje. Bynajmniej nie wobec skorumpowanych urzędników. Wobec zwyczajnych ludzi, na których pozycja społeczna i zajmowane stanowisko nie wymusza na co dzień dbania o bezpieczeństwo procesowe własnych zachowań i wypowiedzi. Wobec nich można zastosować bezkarną prowokację. Można im sprzedać ukradkowego kopniaka w plecy. Kopniaka procesowo bezpiecznego.

czwartek, 7 lipca 2011

Ob-Ciach w europarlamencie

Posłowie do europarlamentu bardzo boją się prawdy i niezawisłości opinii. Dał temu wyraz między innymi Michał Kamiński, który po raz kolejny apelował o zaprzestanie eksportu obciachu. Nie odnosił się do słów posła Siwca, nazywającego wykonujących swoje obowiązki funkcjonariuszy Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego bandytami. Nie, to wcale nie było ubliżaniem własnemu państwu, to wcale nie było dezawuowaniem polskich instytucji. To była, może dosadna, ale trafna riposta. Natomiast słowa prawdy w wykonaniu posła Ziobry były niczym nieuzasadnionym szkalowaniem swojego kraju, atakiem zrealizowanym w najmniej odpowiednim momencie. Trafnie skomentował to Rafał Ziemkiewicz na swoim blogu.

Nie ulega wątpliwości, że ma rację Donald Tusk mówiąc, iż pewne opinie kompromitują nie tych, których dotyczą, ale ich autorów. Zgadzam się w całej rozciągłości. Jeśli ktoś piętnuje mówienie prawdy, jeśli krzycząc o pluciu i szkalowaniu, zapluwa rozmówcę jak Niesiołowski, to kompromituje przede wszystkim samego siebie.

Dzisiaj mówienie prawdy jest obciachowe, piętnowanie hipokryzji jest obciachowe - w takim razie ja stanowczo i zdecydowanie jestem obciachowy. Mocno i głośno chcę powiedzieć: Kocham Ob-Ciach! I popieram eksport Ob-Ciachu wszędzie gdzie się da. Jeśli prawda, godność, honor są Ob-Ciachowe to warto być Ob-Ciachowym.

Rymkiewicz w wywiadzie dla Uważam Rze bardzo trafnie nazwał pewien typ Polaków jako kolaboracyjny. Tacy ludzie widzą szczęście kraju w poddaniu się obcej administracji. Dlatego kolaboracyjni politycy boją się Ob-Ciachowych wartości i wszelkich przejawów Ob-Ciachowej asertywności, bo stoją one na przeszkodzie w realizacji ich celu. Z całej siły przeciwstawiają się polskiemu patriotyzmowi, nie unikając oszczerstw, kłamstw, potwarzy i pomówień. Kolaboracyjne media przekazują bez słowa komentarza skandaliczne wypowiedzi Siwca czy Niesiołowskiego, nazywając wystąpienie, mówiącego prawdę Ziobry, obciachowym. Zamiar poniżenia niepodległych asertywnych ludzi niestety się nie powiedzie. Nazwanie mnie Polakiem nie jest dla mnie obrazą.

Tak, Kocham Ob-Ciach! Na pohybel kolaboracyjnym hipokrytom!

wtorek, 5 lipca 2011

Tadeusz Chołda - gdy światem rządzi gouda.

Jakie muszą być spełnione warunki, by gospodarka się rozwijała? Dobre drogi? Sprawne koleje? Przejrzyste prawo? Niskie podatki? Gospodarka to skomplikowany system naczyń połączonych. Nikt nie ma wątpliwości, że system ten zawsze balansuje na granicy równowagi i usterka jednego ze składników zakłóca działanie innego. Cała sztuka polega na zlokalizowaniu kluczowych dla jego funkcjonowania węzłów problemowych i podjęciu decyzji o rozwiązaniu bądź przecięciu.

W Polsce, po okresie czerwonego neofeudalizmu, po czasach zanegowania tradycyjnego znaczenia najróżniejszych pojęć, kluczową sferą zakłócająca normalne funkcjonowanie zarówno gospodarki jak i całego społeczeństwa jest niewątpliwie obszar sądownictwa.

Sprawna i rzetelna władza sądownicza, jako stojąca na straży sprawiedliwości, rozsądzająca spory pomiędzy poszczególnymi podmiotami umożliwia w ogóle społeczne funkcjonowanie. Ludzie mogą współdziałać, jeśli choć w minimalnym stopniu sobie ufają. To zaufanie przecież umożliwia zakupy, funkcjonowanie taksówek i turystów: ja daję pieniądze, ty dajesz mi towar, usługę albo pracę. Zaufanie wynika nie tylko z wiary w uczciwość drugiego człowieka, ale także wynika z przekonania, że oszust poniesie konsekwencje swojej nieuczciwości na skutek orzeczenia sądu i egzekucji policji.

Jeśli sądy i policja nie zapewniają egzekwowania uczciwości, czyli jeśli podstawowe instytucje państwa nie pełnią swojej funkcji, obywatele wypowiadają państwu swoją lojalność. Przestają bowiem obowiązywać mechanizmy obywatelskie na rzecz mechanizmów plemienno-mafijnych. Szukanie sprawiedliwości w granicach systemu prawnego staje się donkiszoterią i zaczyna graniczyć z męczeństwem za wiarę. Natomiast osoby dostrzegające mechanizmy korporacyjnych koterii są posądzane o schizofrenię lub psychozy.

28 czerwca 2011 roku, po 12 latach zmagań z krakowskim prawnikiem, agent ubezpieczeniowy, elektronik z wykształcenia, mgr inż. Tadeusz Chołda został uniewinniony. Po bezpodstawnym spędzeniu w więzieniu ponad 5 miesięcy i po wysyłaniu na badania psychiatryczne w końcu wyszedł na wolność. Sprawa, opisywana szeroko m.in. przez blogerkę Rebeliantkę, dotyczyła rzekomo niespłaconego długu. Rzekomo, bo wszelkie długi Tadeusz Chołda spłacił i miał na to papier. Niestety ten i wiele innych dowodów było ignorowanych i dopiero interwencja przyjaciół, blogerów oraz senatora Cichonia poskutkowała. Pani Danuta Radwańska odnalazła w aktach sprawy dokument, z którego jasno wynikało, że rzekomy wierzyciel pana Chołdy otrzymał już wszystkie jego wynagrodzenia. Oskarżenie pana Tadeusza i jego uwięzienie było zatem całkowicie bezpodstawne.

Czy to uniewinnienie zamyka sprawę? 12 lat zmagań przed różnymi sądami, szykanowanie zdrowego uczciwego obywatela, brak przeciwdziałania mafijnym w charakterze próbom wymuszenia pieniędzy ujawnia głęboką patologię systemu sądownictwa. Historie taka jak ta, a nie jest to przecież przypadek odosobniony, niszczą zaufanie do instytucji państwa i rekonstruują mentalność feudalną. Instytucja i środowisko powołane do dbania o społeczne poczucie sprawiedliwości działa na szkodę dobrego imienia firmy jaką jest Państwo Polskie.

Tadeusz Chołda miał szczęście, bo zainteresowali się nim blogerzy. Sprawę Roberta Frycza nagłośniła sama ABW, więc można powiedzieć, że też miał więcej szczęścia niż swego czasu Roman Kluska, który stracił założoną przez siebie firmę Optimus. Szykany psychiatryczne są stosowane wobec prezesa największej opozycyjnej partii. Czy ktoś pamięta o sprawach aresztowań Adama Słomki, Wojciecha Sumlińskiego, Edwarda Mizikowskiego? Czy ktoś słyszał o bierności zielonogórskiej prokuratury wobec sprawy 104-letniej Ewy Markiewicz? Co musi się stać, aby środowisko sędziów, prokuratorów i adwokatów zostało zmuszone do samooczyszczających działań?

Nie ulega wątpliwości, że kluczowym węzłem problemowym dla polskiego państwa jest system sądownictwa. Nie można myśleć o naprawie różnych patologicznych zjawisk jeśli nie będzie zdrowej instancji, która będzie w stanie rozstrzygać poszczególne indywidualne przypadki. Niewydolność tego systemu to jedno, ale tolerowanie skrajnie niesprawiedliwych wyroków i brak najmniejszych konsekwencji wobec nierzetelnego prawnika nie pomagają z optymizmem patrzeć w przyszłość. Budują niestety poczucie mentalnej kontynuacji metod systemu prawnego z najczarniejszych okresów PRL.

Ilu jeszcze nieznanych obywateli cierpi na skutek pazerności prawników i "niefrasobliwości" sędziów? Czy tylko nagłośnienie sprawy i mobilizacja społeczna, powodująca zasypanie sądu protestami jest w stanie urzetelnić wyrok? Czy to ulica lub internet powinny dbać o sprawiedliwość? Czy nierzetelne sądy są nam do czegoś potrzebne? Czy potrzeba zburzenia Bastylii, żeby sprowokować środowisko prawników do działania?

Nie ulega wątpliwości. Należy na nowo opracować mechanizmy funkcjonowania władzy sądowniczej. Bezczynność będzie dla państwa zabójcza.



Dodatkowe linki:
Rebeliantka: Jak być skazanym z art. 300 kk?
Rebeliantka: Sędzia Kleszcz z Krakowa i obserwacja psychiatryczna
Circ: Jest nadzieja!