niedziela, 15 stycznia 2012

Fałsz jest zgubny dla fałszerza

Zagrożeń na świecie jest wiele i nie mam tu na myśli jedynie tropikalnej malarii, AIDS czy mitycznych szalonych terrorystów. Czy mamy jednak jakąkolwiek szansę rozpoznać prawdziwe ostrzeżenie przed realnym niebezpieczeństwem w tym natłoku fałszywych informacji? Atak na WTC, zamachy w londyńskim metrze, poprzedziły ćwiczenia odwzorowujące niemal dokładnie scenariusz tego co się wydarzyło. Zamach na Manhattanie przeprowadzony był w trakcie ćwiczeń dotyczących dokładnie takiego przypadku i piloci myśliwców nie byli w stanie odróżnić realnego ataku od fikcyjnego. Jaką mamy gwarancję, że prawdziwy alarm bombowy czy nawet pożarowy w naszym biurze nie zostanie zignorowany jako kolejne ćwiczenia?

Problem fikcji w naszym codziennym życiu nie ogranicza się przecież tylko do próbnych alarmów. Zamachy na Dubrowce, broń masowego rażenia w Iraku, Osama Bin Laden w Afganistanie, Błasik w kokpicie – to wszystko w tzw. normalnej demokracji doprowadziłoby nie tylko do dymisji, ale także do trybunału stanu. Dywersja i prowokacja prowadzące do zbrodni miałaby szansę nie przynieść konsekwencji dla autorów tylko wtedy, gdy nie zostałaby ujawniona. Dziś jednak można przytoczyć przykłady z dowolnej długości geograficznej bezkarności władców, którzy oszukali swoje własne społeczeństwo w celu wywołania ściśle określonego efektu propagandowego. Czy jako społeczeństwo jesteśmy pomimo tych wysokich kosztów bardziej bezpieczni?

Kto z nas jako dziecko nie bawił się udając tonącego? Zawsze to pretekst do chlapania wodą na wszystkie strony, zwrócenia na siebie uwagi i rozkoszowania się nieważką swobodą zanurzonego w wodzie ciała. Ten rodzaj zabawy kończył się jednak z reguły dosyć szybko, gdy dziecko zostawało skrzywdzone przez dorosłego uświadamiającą pogawędką na temat zgubnych skutków fałszywego apelowania o pomoc: gdy faktycznie pomoc będzie potrzebna, wszyscy pomyślą że to kolejna zabawa. Jest w tej przestrodze zawarte także pozytywne ostrzeżenie: notoryczne kłamstwo przynosi zgubę.

Mam wrażenie, że większość polityków nie przeszła albo nie przyswoiła sobie tej lekcji. Używane na co dzień święte oburzenie, ekskomunika, oskarżenia o najgorsze zbrodnie, straszenie tragicznymi skutkami doprowadziły wszystkich do powszechnej dziś znieczulicy na faktyczne i realne tragiczne konsekwencje. Nie zwracamy uwagi ani na opłakane skutki, które przecież na pewno są wyolbrzymione, ani na apokaliptyczne ostrzeżenia, wszak końcem świata straszy się nas od średniowiecza. Zatem świat i tak będzie się toczył, a na słowa w telewizorach nie ma sensu zwracać najmniejszej uwagi. Po co schodzić do schronu jak to pewnie kolejny performance w stylu Orsona Wellesa?

Jak to możliwe, że autorzy kłamstw i manipulacji nie ponoszą konsekwencji? Bardzo prosto. Gdy do powszechnej egzaltacji dodamy globalny krajobraz mediów, w którym mała garstka firm posiada na własność praktycznie wszystkie media drukowane, radio i telewizję w każdym kraju, wszystko stanie się jasne. Jeśli nawet przez czyjąś nieuwagę okaże się, że tłumy w Iranie nie protestują przeciwko, tylko wiwatują na cześć Ahmadineżada - będzie to zbyte wzruszeniem ramion z powodu „drobnej” pomyłki, której autor nie poniesie żadnych konsekwencji. Jeśli narracja dotycząca katastrofy smoleńskiej rozsypie się jak domek z kart, a oszczerstwa okażą się zwykłym kłamstwem, rzecznik prasowy rządu stwierdzi tylko, że "nie ma znaczenia, czy w kokpicie tupolewa był generał Błasik, czy nie - ofiarom katastrofy nie przywróci to życia". Dla każdej osoby, która swojej przeciętnej ludzkiej inteligencji używa nie tylko do wymyślania kolejnych sposobów powiększenia zysków, ale też czasem do kojarzenia faktów i rozumienia świata - dla takiej osoby było jasne niemal od samego początku, że wyjaśnieniem smoleńskiej katastrofy nie byli, nie są i nie będą zainteresowane władze ani Rosji ani Polski i że te władze działają w interesie swoim własnym, lecz nie w interesie rządzonego przez siebie kraju.



Czy jest jakieś wyjście? Szczerze mówiąc nie sądzę. Rządy różnych krajów rozpoczęły już przygotowania do regulacji dostępu do internetu i jego cenzury, ale nie wydaje mi się to konieczne. Patrząc na popularność niepoprawnych i demaskatorskich informacji na społecznościowych portalach i porównując ją do popularności informacji podtrzymujących obowiązującą propagandę można odnieść wrażenie, że żadna cenzura nie jest tu potrzebna. Nie sądzę też, choć to faktycznie jedyny ratunek, by odwrócenie się od głównych (czyli od powiązanych w jakikolwiek finansowy sposób z międzynarodowymi korporacjami informacyjnymi) mediów w ogóle było realne i skuteczne.

Żeby sprawdzić własną gotowość do słuchania i otwartość na alternatywne teorie proponuję przeprowadzić prosty test. Poniżej jest film będący dalekim pokłosiem newage’owej ideologii odrodzenia. Jednak oprócz krótkiego fragmentu z mglistą utopijną wizją społeczeństwa przyszłości, film ten przekazuje także sporo alternatywnych interpretacji natury naszego świata. Interpretacji, których nie musimy przyjmować, ale które niewątpliwie poszerzają horyzont myślenia o człowieku. Prosty test polega na odpowiedzi na pytania: Czy dałem radę obejrzeć całość? Jeśli nie to dlaczego? Czy film w jakichkolwiek poruszonych aspektach trafia w sedno? Czy też jest to jedynie sekciarska propaganda? Czy byłem w stanie bez lęku wysłuchać całości?



Dlaczego wizje nawet jeśli naiwne, ale wolnych ludzi, tak łatwo kwalifikujemy jako sekciarską propagandę, a z takim trudem przychodzi nam rozpoznanie propagandy w zmanipulowanych przekazach mediów głównego nurtu? Jacek Hugo-Bader w wywiadzie dla Przeglądu stwierdził o Rosji, że „bolszewizm wyhodował nowy rodzaj człowieka, człowieka nieskłonnego do buntu, bo ci, co mieli naturalną skłonność do buntu zostali wymordowani, fizycznie unicestwieni. Taka selekcja. W okresie wielkich czystek unicestwiona została połowa rosyjskiej inteligencji. Ludzie, którzy mieli gen buntu, nie przeżyli, zatem nie mogli tych genów przekazać potomstwu.” Ja mam jednak wrażenie, że nie tylko bolszewizm i nie tylko w Rosji. I zastanawiam się też, czy obowiązująca obecnie ideologia tolerancji dla „innego” ma jakikolwiek związek z brakiem tolerancji dla niepokornych, niepasujących czy po prostu alternatywnych narracji opisujących świat.

To zadziwiające jak skutecznie doprowadzono nas do stanu odwrotnego ideałom starożytnych Greków. Nie tylko nie darzymy szacunkiem nielicznych już „miłujących mądrość”, ale wręcz powszechnym udziałem stała się wspólnota „nienawidzących mądrość” neo-sofistów. Jakakolwiek racjonalna dyskusja stała się już dawno niemożliwa, a zimna wojna trwa dalej w najlepsze w naszych głowach, zamkniętych mentalnie na obowiązujących podziałach na „lewo” i „prawo”. Dyskusja o społecznej i ekonomicznej rzeczywistości nie wychodzi poza spór o poziom ingerencji państwa w wolny rynek, a każda propozycja nowego czy też po prostu innego spojrzenia na świat szufladkowana jest jako utopia albo zakamuflowany totalitaryzm. Mamy dziś świadomość tego, że każdy system społeczno-polityczny może się wyrodzić w swoje zaprzeczenie, że każda rewolucja zjada własne dzieci. Nie uwalnia nas to jednak do nieskrępowanego bezwarunkowym zaufaniem do ideologów poszukiwania rozwiązań. Ta świadomość uwalnia nas od potrzeby jakichkolwiek poszukiwań wykraczających poza zastane ramy świata.

Posłuchaj tekstu przeczytanego w Niepoprawnym Radiu

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz