W radiowej trójce Zofia Wojtkowska wyraziła retoryczne zaskoczenie faktem, że "dla lekarzy kłopot kończy się w momencie, gdy rząd obiecuje, że nie będzie ich finansowo karał. Leki pełnopłatne przestają być kłopotem, bo kłopotem dla lekarzy jest to, że oni by finansowo odpowiadali za źle wypisaną receptę." Przypomina mi to sytuację, gdy klient wchodzi do sklepu i widzi nową cenę butów – 500 zł. Łapie się za głowę, bo dotychczas kosztowały one 200 zł, ale za chwilę się cieszy, bo przychodzi sprzedawca, który mówi że jako stałemu klientowi sprzeda buty za 300 zł. No toż to 40% rabatu!!!
Gdy leżałem niedawno w szpitalu, bardzo sympatyczna starsza sprzątaczka pełniła funkcję oddziałowego psychoterapeuty. Razem ze mną leżeli naprawdę nieszczęśliwi ludzie. Facet któremu jedną rękę obciął tramwaj, a w drugiej miał poprzecinane piłą tarczową wszystkie ścięgna w dłoni. Inny facet praktycznie bez twarzy, który przed laty cudem wyszedł z wypadku samochodowego, ale cała prawie skóra była spalona i dziś lekarze walczą o odbudowanie mu dłoni. Sprzątaczka przychodziła, wysłuchiwała ich narzekań, a następnie opowiadała historie ze swojego naprawdę bogatego życia i przekonywała, że każdy ma jakieś swoje problemy i że opinie innych są nieważne, bo każdy jest indywidualnym człowiekiem i ma wartość niezależnie od tego w jakim stanie jest jego ciało.
Inny mój znajomy, który też wylądował w szpitalu, trafnie zauważył, że poziom humanizmu jest odwrotnie proporcjonalny do poziomu wykształcenia. Zacząłem się zastanawiać co takiego w naszej edukacji decyduje, że tak skutecznie jesteśmy trenowani w dehumanizacji i codziennej hipokryzji? Dla prostego człowieka świat jest prosty i nieskomplikowany, ale to jednak człowiek zajmuje w nim centralne miejsce. Ten człowiek z najbliższego otoczenia, nie jakieś abstrakcyjne społeczeństwo, naród czy mniejszość religijna albo seksualna. Czy naprawdę rozwijanie zdolności do abstrakcyjnego myślenia musi pociągać za sobą utratę wyczucia humanistycznych wartości?
Lawrence Summers, był głównym ekonomistą Banku Światowego, gdy zasłynął zaproponowaniem w 1991 roku pomysłu likwidacji toksycznych odpadów poprzez ich eksport do krajów trzeciego świata, ponieważ ludzie żyją tam krócej i koszty pracy są bardzo niskie co zasadniczo oznacza, że wartość rynkowa ludzi w krajach trzeciego świata jest znacznie niższa. Mimo takich, w swojej istocie bliskich Hitlerowi, poglądów Summers w latach 1999–2001 pełnił funkcję sekretarza skarbu Stanów Zjednoczonych w gabinecie prezydenta Billa Clintona.
To pokazuje że dehumanizacja oraz ignorowanie wpływu politycznych decyzji na życie ludzi nie jest domeną Rosji, Polski czy Białorusi. Ideologiczne klapki na oczach, wykorzystywanie rozumu do uzasadniania dowolnej podłości wydaje się być cechą władców niezależną od czasu i szerokości geograficznej. Nie podzielam zdania satyryka Makowskiego, że "za komuny było tak samo: najłatwiej było omamić ludzi najbardziej inteligentnych. To paradoks, ale tak było. Ludzie nie tak zapatrzeni w media nie dawali się tak łatwo ogłupić. A ci rzekomo najinteligentniejsi do dzisiaj wierzą w różne bzdury, jak w to, że samolot uderzył w brzozę i się rozwalił." Uważam, że jest to jakieś intelektualne skażenie o wiele większym zasięgu.
Nie mogę pozbyć się wrażenia, że historia po raz kolejny zatoczyła koło, gdy człowiek, istota jedynie z nazwy rozumna, znowu zanegował samą możliwość dotarcia do Prawdy, której w rzeczywistości przecież nie ma. Umożliwiło to powrót sofistów, będących w stanie za pieniądze udowodnić dowolną tezę, podczas gdy płacący im podatnicy łykają te tłumaczenia jak pelikan, ciesząc się z błyskotliwości przeprowadzonego dowodu. To nie jest kwestia ostatnich dni czy miesięcy, bo na długo przed przekopywaniem smoleńskiej ziemi na jeden metr w głąb, w lutym 2009 roku minister zdrowia Ewa Kopacz przekonywała nas, że kolejki w przychodniach wynikają z tego, że ludzie zaczęli bardziej dbać o zdrowie.
W latach 80 tłumaczono podwyżki wyrobów cukierniczych i obniżenie
przydziałów kartkowych na czekoladę troską o zdrowie społeczeństwa,
które trawione jest plagą otyłości. Naprawdę dziwię się, że obecna afera z listą leków refundowanych nie jest jak najbardziej racjonalnie tłumaczona na wzór argumentacji Summersa: Skoro pacjenci bardziej dbają o zdrowie to będą dłużej żyli. A przecież mamy kryzys demograficzny i nie możemy sobie pozwolić na utrzymywanie coraz większej rzeszy emerytów. Zatem oprócz wydłużenia wieku emerytalnego trzeba zastosować inne środki, które zrekompensują społeczne skutki wyższego poziomu medycyny. Zatem pomysły wykreślenia z listy refundowanych leków niezbędnych przy przewlekłych chorobach jest jak najbardziej racjonalną decyzją przeciwdziałającą problemom rentowo-emerytalnym w nieodległej przyszłości. Co więcej łatwo wykazać, że korzyści odnosi społeczeństwo, bo przecież jest to działanie niezgodne z interesami wielkich koncernów farmaceutycznych. Zatem zdrowa większość społeczeństwa powinna być zadowolona z tego posunięcia.
Dodatkowym profitem całej sytuacji jest zatrzymanie na sobie uwagi opinii publicznej, która choć na chwilę przestała zajmować się dyrdymałami o jakiejś zdradzie interesów narodowych, NordStreamie, czy biciem na patriotycznej demonstracji przypadkowych przechodniów przez policję.
Zatem nie idźmy w ślady Sokratesa, nie szukajmy istoty rzeczy, bo prawda nie istnieje, a za pieniądze można udowodnić wszystko. Nawet to, że kolejki w aptekach zapewnią rekonwalescentom niezbędną gimnastykę.
Jak zwykle i błyskotliwie, i trafnie. Konstatacja jest smutna, bo rzeczywiście, za daleko to zaszło ("... intelektualne skażenie o wiele większym zasięgu"). Ja w każdym razie powoli wymiękam... Pozdrawiam. M.
OdpowiedzUsuńKurczę, wrzuciłabym Cię do zakładek, ale jak zwącha mój "inteligentny" partner...olaboga! Z Nim się niestety nie da dyskutować, bo jest totalnie zmanipulowany. Oczywiście wiesz przez kogo. Powodzenia prowadzeniu arcyciekawego bloga.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Katarzyna
A partner to jakiś narzucony? Trzyma pod pistoletem? ;-)
OdpowiedzUsuńNie ma co wymiękać. Trzeba żyć, by dać świadectwo ;-)
OdpowiedzUsuńPrawda, trzeba orać:-) Ale widzi Pan, z połową rodziny mi się nawet rozmawiać nie chce - ileż to ja bym musiał gadać, do czego nie sięgać? Udowodnij żeś nie wielbłąd, oto zadanie... Zmęczony jestem, mam ochotę przeczekać gdzieś z dala i wychynąć za czas jakiś, po wszystkim. Bo przecież będzie "po wszystkim", prawda? Pozdrawiam. M.
OdpowiedzUsuń