Do Marszałkowskiej dotarłem Hożą, po ominięciu kilkunastu plutonów policji. Na Marszałkowskiej usłyszałem, że główna kolumna Marszu jeszcze nie nadeszła, ale było tutaj już bardzo dużo ludzi, zaś przy wylocie ulicy Skorupki zobaczyłem pobojowisko. Karetka oblegana przez poszkodowanych, odgłosy petard, nerwowa bieganina. Pytam co się stało? Słucham chaotycznych opowieści o rzucaniu w Marsz kamieniami z dachu. Skorupki odgrodzona kordonem Straży Marszu, w głębi kordon policji. Poszedłem w stronę placu Konstytucji, gdzie zaczekałem na Marsz.
Z ulicy Skorupki zaczęły dobiegać odgłosy salw petard, które rozświetlały na biało ściany kamienic. Wyglądało to z daleka jak regularna strzelanina. Podszedłem bliżej, Straż Marszu przez megafon nawoływała, aby się nie zatrzymywać i przechodzić dalej. Za pojedynczym kordonem Straży widać było latające w kierunku kordonu policyjnego czerwone race. Mnóstwo chętnych do zadymy. W pewnym momencie zaczęła się dłuższa salwa petard, tłum rzucił się do ucieczki, opróżnione w ten sposób z zadymiarzy miejsce oddzielił podwójny tym razem kordon Straży Marszu i zadymiarze zrozumieli, że w tym miejscu to koniec.
Poszedłem z tłumem. Z placu Konstytucji widać było płonącą na placu Zbawiciela tęczę. Gdy dotarłem na miejsce, wyglądające jakby były zrobione z peerelowskiej krepiny kwiatki już się wypaliły. Mokotowską dotarłem do ronda Jazdy Polskiej, gdzie znowu połączyłem się z Marszem. Obserwowałem mijanych ludzi. Proporcje były odwrotne do zeszłorocznego Marszu. O ile poprzednio miałem poczucie, że "umundurowani narodowcy", czyli na czarno obrani szalikowcy stanowili jakieś 20% składu Marszu, o tyle teraz 20% stanowili ludzie ubrani tak, jak większość codziennie spotykanych przechodniów. Jednak i tak liczni byli rodzice z małymi dziećmi, często w wózkach, osoby niepełnosprawne, a także kombatanci i wiele osób w zaawansowanym wieku. Generalnie pełny przekrój osób od 5 do 80 roku życia.
Na Spacerowej zaczęły oprócz wyzwisk lecieć na rosyjską ambasadę petardy i race. Grupka zapaleńców zaczęła szarpać bramę, która wyglądała jakby miała się zaraz wyrwać z zawiasów. Poszły szyby w budce strażniczej stojącej na trawniku przed bramą. Nie było w okolicy Straży Marszu ani policji, więc rozzuchwaleni zadymiarze zaczęli kołysać budką i w końcu ją przewrócili. Ja poszedłem dalej, ale pewnie ktoś wrzucił do plastikowego wraku racę, co wystarczyło, byśmy mogli w telewizjach oglądać kolejny malowniczy pożar przy płocie rosyjskiej ambasady.
Czoło Marszu dotarło do Belwederskiej cały czas zabezpieczane jego Strażnikami, którzy nie pozwalali nikomu tego czoła wyprzedzać. Przed czołem jechała kolumna motorów i maszerowała niewielka grupa rekonstrukcyjna. Kręciło się też sporo luźnych osób, pomiędzy którymi czujnie rozglądali się Strażnicy, wyłapując i cofając do głównej kolumny większość awanturniczo nastawionych i zamaskowanych kominiarkami osobników.
Zatrzymałem się przy skrzyżowaniu z ulicą Sulkiewicza, bo z góry Belwederskiej schodził oddział kilkuset policjantów. W tym miejscu ulica biegnie między wysokimi płotami ambasady rosyjskiej i Belwederu, więc wiedziałem, że jeśli zrobią tam blokadę, to tłum nie będzie miał jak wyjść, a jeśli tłum ulegnie prowokacji i zacznie się zadyma, też nie będzie jak uciec. Postanowiłem z wysokiego parkanu obserwować rozwój wypadków.
Kolumna Marszu jednak weszła w zwężającą się Belwederską, więc tłum zaczął gęstnieć. Z samochodu nagłośnieniowego padła informacja, że Marsz został rozwiązany ale i tak musimy dojść na Agrykolę. Z tego miejsca i tak nie żadnego wyjścia. Boczne uliczki zostały zablokowane przez oddziały policji, zaś za kolumna Marszową posuwało się kolejnych kilkuset policjantów, z trzema armatkami wodnymi i powtarzanymi do znudzenia prośbami o opuszczenie zgromadzenia przez posłów, senatorów, kobiety i dzieci, bo zaraz będzie użyta siła. Komunikaty o tyle absurdalne, że nie było jak opuścić tego "zgromadzenia".
Gdy koniec Marszu dotarł do miejsca w którym stałem, podano że czoło Marszu jest już na Rozdrożu. Jednak apele, aby przesuwać się do przodu były całkowicie jałowe, bo tłum był na tyle gęsty, że po prostu nie było jak się ruszyć. Trzeba było cierpliwie zaczekać, tymczasem od tyłu zaczęły nadchodzić kolejne plutony prewencji, którym ktoś wydał idiotyczny rozkaz, aby wypchnąć ludzi w górę Belwederskiej. Apele ekipy nagłośnieniowej o trzymanie dystansu przez policję wobec całkowicie spokojnego tłumu nie przynosiły najmniejszego skutku. Zdezorientowani dowódcy plutonów byli besztani przez przełożonych za niesubordynację i zmuszani do wypychania całkowicie spokojnego, choć coraz bardziej nerwowego tłumu. Napięcie było duże ale chyba ktoś w końcu poszedł po rozum do głowy i policja odpuściła. Marsz w końcu wyszedł z przewężenia Belwederskiej i część plutonów się wycofała a część podążyła za Marszem.
Na Rozdrożu, w przeciwieństwie do lat poprzednich, nie było widać policji w ogóle. Organizatorzy zapraszali wszystkich na Agrykolę, gdzie miały nastąpić przemówienia i ostrzegali, że zaraz tu będzie policja, która będzie oczyszczać plac z nielegalnego zgromadzenia.
*
Kilka refleksji na gorąco po Marszu.
1) Nie zgadzam się z negatywnymi ocenami Straży Marszu. Dzięki wycofaniu policji z pierwszego planu było w tym roku o wiele spokojniej. Akcja na ulicy Skorupki paradoksalnie związała kilkudziesięciu zadymiarzy i pozwoliła kilkudziesięciu tysiącom pozostałych uczestników w miarę spokojnie dojść na Agrykolę. W zeszłym roku zalążki Straży Marszu to były jakieś chaotycznie działające nieopierzone nastolatki kompletnie nie radzące sobie ani z zadymiarzami ani ze sterowaniem tłumem. Tegoroczna Straż była po pierwsze znacznie bardziej widoczna, po drugie znacznie skuteczniejsza. Naprawdę widać ogrom włożonej pracy.
2) Podpalenie tęczy na pl. Zbawiciela było kolejnym już aktem wobec tego tworu, który miał miejsce nie tylko przy okazji jakiś manifestacji. Wyglądająca jak peerelowska instalacja z krepiny, tęcza z jakichś powodów nie zyskuje akceptacji Warszawiaków. Przykład innej kontrowersyjnej estetycznie "instalacji" jakim jest palma na Rondzie de Gaulle'a (niszczona z kolei jedynie przez swoich twórców) pokazuje, że chodzi może o coś więcej niż zwykły akt wandalizmu? Być może ta tęcza mniej jest symbolem radości i tolerancji, a bardziej jest symbolem odczuwanej przez sporą grupę społeczeństwa opresyjności, jaką cechuje cała ideologia politycznej poprawności? Może warto się zastanowić zatem czy jest sens wykładać kolejne publiczne pieniądze na remont czegoś spotykającego się z takim społecznym oporem?
3) Podpalenie plastikowej budki przed płotem rosyjskiej ambasady trudno mi uznać za atak na autonomię terytorialną tejże. Był to akt wandalizmu, jednak może tak jak w przypadku tęczy z placu Zbawiciela warto zastanowić się jakie społeczne emocje w tym akcie zostały zamanifestowane? Czy aby nie jest tak, że ta agresja spowodowana jest coraz silniejszą frustracją wynikającą z powrotu zasady podległości w stosunkach między Polską i Rosją? Mam wrażenie, że mógłby na ten temat powiedzieć coś więcej poseł Niesiołowski, który swego czasu chciał podpalać muzea i wysadzać pomniki byłego przywódcy ówczesnego ościennego państwa. Oczekiwanie, że policja, czy jakkolwiek wyszkolona straż obywatelska, będzie w stanie zapobiec tego typu sytuacjom jest naiwne. Czynnikiem zapobiegającym będzie jedynie podejmowanie takich działań i prowadzenie takiej polityki, która nie będzie powodować narastania różnego rodzaju społecznej frustracji.
4) Priorytetem nowej władzy powinna być natychmiastowa wymiana kierownictwa policji, podejmującego decyzje w kwestiach ulicznych manifestacji. Sytuacja z ulicy Belwederskiej, gdy policja naciskała na zablokowany tłum, była kolejną w ostatnich latach akcją bardzo poważnie narażającą zdrowie i życie obywateli, mających konstytucją zagwarantowane prawo do manifestowania swoich poglądów. Choć trzeba odnotować, że ustalenia sprzed Marszu o trzymaniu się policji na dystans od manifestacji w dużej mierze zostały dotrzymane.
5) Przemówienia na Agrykoli utwierdziły mnie w przekonaniu, że poza często prawidłowo zdiagnozowanymi przyczynami społecznej frustracji nie ma na razie w tym środowisku ani adekwatnych propozycji ani szerszego grona sensownych liderów, którzy byliby w stanie wyartykułować coś więcej poza oklepanymi pustymi sloganami, w formie przypominającymi jako żywo peerelowskie szkolne akademie. Niestety nie widzę polskiego Nigela Farage'a, a jeden często sensownie gadający Krzysztof Bosak jest kreowany na kolejnego eksperta od wszystkiego, czym rozwadnia swoją moc oddziaływania. Nie widzę kadr świadomych mechanizmów funkcjonowania państwa, widzę natomiast narodowych ideologów, którym do klarowności i intelektualnej kondensacji Dmowskiego jest jeszcze bardzo daleko. Co prawda, jak pokazała Straż Marszu, znaczący skok jakościowy można wykonać nawet przez rok. Pytanie czy ten skok jakościowy będzie na tyle duży, że będzie można kiedyś zobaczyć kandydatów przygotowanych do rządzenia dużym europejskim państwem? Ja na razie ich nie widzę.
6) Powyższy punkt nie zmienia faktu, że tegoroczny Marsz Niepodległości odniósł niezaprzeczalny sukces. Liczebność Marszu była porównywalna z zeszłorocznym, pomimo że część środowisk się od niego odcięła. Widać olbrzymi wzrost zaangażowania tzw. antysystemowej młodzieży, co pokazuje proces wychodzenia niej z poczucia beznadziei i życiowej bierności. Pomimo wielu subkulturowych hooligańskich okrzyków ta kilkudziesięciotysięczna rzesza, rzekomo nieokrzesanych, ludzi nie dała się sprowokować, zaś chuligańskie wybryki były udziałem naprawdę niewielkiego odsetka zadymiarzy. Pokazuje to choćby liczba zatrzymanych - 67 osób (na moment pisania tego tekstu, wobec 176 w zeszłym roku). I to pomimo absurdalnej akcji łapankowej na Rozdrożu, być może zrobionej właśnie dla nabicia statystyk.
7) Na temat rzetelności mediów - które winą za burdy kilkudziesięciu bandyckich zadymiarzy w kilkudziesięciotysięcznym tłumie osób w wieku od lat 5 do 80 obarczają organizatorów Marszu - nie będę się wypowiadał.
Tyle na gorąco.
Proszę nie obrażać policjantów.
OdpowiedzUsuńMiejsce akcji, po doświadczeniach z lat 80 tych, zostało wybrane celowo.
Zablokowanie możliwości ucieczki i stosunkowo niewielkimi siłami Marsz mógł zostać spacyfikowany.
Idioto pacyfikować chcesz dzieci i niewinne osoby? Ci debile w ogóle nie potrafią działać. Policja powinna wyłapywać chuliganów i ich mordy pokazywać całemu krajowi, ale ich działanie wobec zwykłych niewinnych ludzi przypomina wyżywanie swoich frustracji przez bandę matołów, którzy jedyne co potrafią to wykonywać polecenia bez jakiegokolwiek myślenia... jak zresztą można myśleć gdy mózgu używa się wspólnie z jęzorem do włażenia w d*pę przełożonym
UsuńRelacji o zablokowaniu kilkutysiecznego tłumu na ul.Belwederskiej i megafonowe groźby policji o użyciu siłu wobec uczestników manifestacji mogły spowodować panikę, a w jej konsekwencji zagrożenie dla zdrowia oraz życia wielu osób.
UsuńW związku z powyższym istnieje podstawa do wszczęcia przez prokuraturę czynności na podstawie art. 231 kodeksu karnego (przekroczenie uprawnień i/lub niedopełnienie obowiązku) w celu ustalenia policjantów odpowiedzialnych za takie dowodzenie.
Obowiązkiem policji było takie działanie, które nie stwarza w/w zagrożeń.
Zagorski
Wyłapywać chuliganów ??? No co Ty, przecież to niebezpieczne. Oberwać można. Lepiej przylać staruszce. Nie odda przecież.
OdpowiedzUsuńDzięki za relację. Policja spędzona z całej Polski mogła nie znać Warszawy, ale dowódcy jak najbardziej. Tak wyglądała blokada w stanie wojennym - nawet jak ktoś chciał, nie miał gdzie się rozejść. No i można było negocjować z organizatorami inną trasę - w zeszłym roku marsz nie szedł koło ambasady
OdpowiedzUsuńUfka
Tak to napisałem w pierwszym komentarzu - mnie również skojarzyło się z Krakowskim w latach 80-tych - podobny scenariusz i podobne nierealne polecenia (w zeszłym roku na placu Konstytucji zagłuszali polecenia organizatorów). W TVN24 Cimoszewicz w części, w której opisywał zachowanie władz, miał rację. Całkowita kompromitacja Sienkiewicza.
UsuńMyślę, że próbowano wykonać prowokację, aby mieć pretekst do delegalizacji marszu. Miejsce na to wskazuje. Ludzie Sienkiewicza sugerowali ominięcie ambasady Gronkiewicz się uparła.
KW