poniedziałek, 28 listopada 2011

Szukanie zapalnika

Intencje społecznych inżynierów stają się coraz bardziej czytelne. Nie należy tracić z oczu połączeń między pozornie niepowiązanymi wydarzeniami. Nie jest przy tym istotne czy poszczególni aktorzy zdają sobie sprawę ze swojej roli, czy nie. Nie jest istotne czy są zadaniowani przez jakiś spisek, czy po prostu płyną z nurtem społecznych nastrojów. Nie sprawczość, ale konsekwencje są bowiem istotne. Koincydencja i następstwo zdarzeń.

Oto utrzymuje się latami napięcie trzymające emocje i uwagę wyborcy na zjawiskach, które teoretycznie nie powinny mieć miejsca. Szydzenie, lżenie, ubliżanie uprawiane przez zawodowych destabilizatorów w postaci Niesiołowskiego, Palikota czy Szczuki nie tylko kanalizuje społeczne emocje, ale też trzyma je na wodzy poprzez komunikaty w rodzaju "nie no, nie rób z siebie Palikota!" W efekcie mamy społeczeństwo zobojętniałe na zachowania, które kiedyś kończyły się wyzwaniem na pojedynek i czasem dość dotkliwą fizyczną nauczką.

Jednak są sytuacje, gdy społeczne niepokoje są niezbędne dla uzasadnienia bardziej drastycznych ruchów władzy, która najpierw opieszałością doprowadza do stanu zapaści, by następnie drakońskimi metodami zresetować system zostawiając resztki zysku w kieszeniach establishmentu, obarczając kosztami transformacji pozbawiony politycznych kompetencji "motłoch". Kontekst rozpadającej się Unii Europejskiej, w której solidarność już dawno nie istnieje, zaś wspólna waluta lada chwila runie, jest właśnie takim momentem. Europa to nie położona na rubieżach maleńka i nieliczna Islandia, która mogła sobie pozwolić na luksus niezależności i samodzielności w załatwianiu własnych spraw. Europa jest zbiorem naczyń zbyt silnie połączonych, by pozwolić takiej Grecji na wariant Islandzki. Blokada informacyjna nie występuje tylko w Polsce, blokada informacyjna nie dotyczy jedynie liczebności patriotycznych wystąpień. Analogiczna do polskiej, blokada informacyjna o metodzie islandzkiej jest bardzo znamienna.

W sytuacji fiaska pewnego polityczno-gospodarczego projektu, coraz jaśniejsze się staje, że możliwe są dwa warianty. Albo europejscy przywódcy oddadzą władzę obywatelom swoich krajów, przeprowadzając reset na wzór dalekiej północnej wyspy, albo europejscy przywódcy zostaną "jedynym wybawieniem z katastrofy społecznych rozruchów organizowanych przez nieodpowiedzialne terrorystyczne formacje, które pod hasłami żądania demokracji doprowadziły do destabilizacji systemu i uniemożliwiły przeprowadzenie zaplanowanych koniecznych reform". Język jakoś dziwnie znajomy, nieprawdaż?

Dążenie do realizacji wariantu drugiego zdradzają reakcje na nieoczekiwane sytuacje. Nie jest istotne czy nagonka na Marsz Niepodległości w 2011 roku była częścią ogólnoeuropejskiej prowokacji, czy była samodzielną inicjatywą polskich inżynierów społecznych. Niewątpliwie jednak próba wywołania w tym najspokojniejszym europejskim kraju zamieszek na miarę Londynu czy Paryża spaliła na panewce, wobec odpowiedzialnej solidarności i politycznej dojrzałości polskiego społeczeństwa. Pomimo wybitnie prowokacyjnych akcji sił porządkowych nic się nie wydarzyło, bo trudno akcję kilkudziesięciu rozrabiaków nazwać rozruchami. Umożliwienie pozostawienia w środku nieprzyjaznego tłumu telewizyjnych samochodów i brak jakiejkolwiek ochrony ze strony policji w kluczowych momentach także trudno traktować inaczej niż prowokację. Zrealizowana kilka dni później uroczystość odsłonięcia na warszawskim Bemowie pomnika Żołnierzy Wyklętych nie zaowocowała nawet jednym nieprzyjaznym wobec państwa hasłem, ale też nie było na tą uroczystość medialnej nagonki.

11 listopada 2011 roku okazało się, że wyzwiska w stylu Palikota czy Niesiołowskiego nie robią na nikim żadnego wrażenia, jednak okazało się też coś zupełnie innego. Oto w dzisiejszym kosmopolitycznym świecie sporą część społeczeństwa mogą zmobilizować do manifestacji hasła patriotyczne, zaś bodźcem, który podziałał nieoczekiwanie mocno, był argument narodowy: trzeba dać odpór Niemcom!!! Niemcy przyjeżdżają bowiem do Warszawy bić Polaków w Święto Niepodległości! Nie była to zresztą plotka, bo tak faktycznie się działo. Trzeba zatem pójść za ciosem.

W dzienniku Rzeczpospolita red. Talaga ogłasza, że Polska powinna zrezygnować z niepodległości i przystąpić "do Europy „niemieckiej” z rządem gospodarczym, wspólną polityką fiskalną, może nawet jedną armią", zaś im szybciej się zdecydujemy tym korzystniejsze warunki akcesji wynegocjujemy. Tuż po patriotycznym Marszu Niepodległości, który był kilkanaście razy liczniejszy od "kolorowej" blokady - jak można te słowa zinterpretować inaczej jak dalszy ciąg prowokacji?

Znowu jesteśmy między młotem a kowadłem, bo oto z drugiej strony Rosja zupełnie otwarcie przyznaje, że także jest żywotnie zainteresowana europejską destabilizacją. Co więcej mocno zamanifestowała, że pilnie obserwuje co się dzieje u teoretycznie nieistotnych sąsiadów i jest kuta na cztery nogi jeśli chodzi o wewnętrzne polityki poszczególnych graczy. Deklaracje Dorienki w białoruskiej telewizji, że z punktu widzenia Rosji "Rosja graniczy bezpośrednio z Niemcami. Te dwa ogromne „heartlands” rosyjski i niemiecki graniczą przez „cieśniny lądowe" – bo Polska, Czechy, Słowacja i Białoruś odnoszą się do kategorii takich cieśnin" nie mają na celu przecież przekonania Polski czy Białorusi do zrzeczenia się niepodległości. Ta wypowiedź ma właśnie reaktywować narodowe obawy, lęki i resentymenty, ma odbudowywać określone postawy i nastroje.

Nie możemy mieć silniejszego potwierdzenia, że gra zmierza na konflikt, że pilnie poszukiwany jest zapalnik i że gdzieś uznano iż polska krewkość najlepiej się na taki zapalnik nadaje. Nie ma wątpliwości, że Polacy konfliktu nie chcą, ale też nie ma wątpliwości, że Polska Szwajcarią nie jest i raczej nie będzie. Wobec praktycznie nieistniejącej armii pozostaje nam tylko modlitwa o cierpliwość...

3 komentarze:

  1. Panie Wiktorze, zwraca Pan uwagę na bardzo istotny aspekt dzisiejszej polityki - wszystko ma znaczenie i swój rezon. Trzeba umieć dostrzegać związki, powiązania: osób, wypowiedzi, zdarzeń. Ale żeby to dostrzegać, trzeba być jak przedwojenny inteligent; trzeba się niezwykle męczyć i dzielić włos na czworo; trzeba nieustannie wyrabiać sobie zdanie. Kto nam na to pozwoli? O własne zdanie, "czystą" informację jest coraz trudniej... Co do rodzącego się konfliktu i poszukiwanego "ogniska zapalnego" - jeśli tak jest, biada nam... Serdecznie pozdrawiam. M.

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo sensowne. Dzięki!

    Pzdrwm

    OdpowiedzUsuń
  3. Panie Wiktorze, poniewaz oceniam analize za warta rozpowszechnienia pozwalam sobie ja podac dalej w calosci. Mysle ze nie bedzie mial mi Pan tego za zle.
    Pozdrawiam
    waldemar

    OdpowiedzUsuń